sobota, 9 sierpnia 2014

EPILOG

„Ten który zwie się dziś
Twym przyjacielem
Jutro okradnie Cię
Sprzeda tajemnice”
Katarzyna Nosowska ~ Karą będzie lęk

Naciskasz brzęczyk. Czekasz tylko chwilę, aż w końcu drzwi się otwierają, a właściwie ostrożnie uchylają i w progu pojawia się Milena.
- Lili? Co Ty robisz w Zakopanem? Mogłaś zadzwonić – mówi, przywołując na twarz uśmiech.
- Porządkuję swoje życie – odpowiadasz bez zastanowienia – Pomyślałam, że możesz mi pomóc.
- Sprzedajesz mieszkanie? 
- Skąd Ci to przyszło do głowy?
- Więc wracasz?
- W pewnym sensie – jest tą odpowiedzią zdumiona. Więc zepsuła Ci całe życie, a Ty nadal chcesz tu zostać? Niesamowita bestia. 
- Pomóc Ci się urządzić? Rozpakować? Bo właściwie nie wiem co rozumiesz przez taką wizytę jak dzisiejsza.
- Interesuje mnie tylko twoja intencja, kiedy podsunęłaś Krzyśkowi numer mojego ojca.
Patrzycie na siebie w milczeniu. Wiedziała, że w końcu odgadniesz.
- Zmieniłam się, poczekaj Lili - mówi cicho, jej oczy nienaturalnie błyszczą, ale nie czekasz i nie słuchasz więcej. Wiesz, że nigdy nie powinnaś słuchać.

Mikołaj odpuszcza, już nawet nie dzwoni. Po pewnym czasie dowiadujesz się, że po długich staraniach zdobył twój adres. Któregoś pięknego dnia spotykasz go nawet w Zakopanem. Biegnie gdzieś z kwiatami, poznaje Cię już z daleka i nawet zatrzymuje się, żeby się przywitać. Owe ‘gdzieś’ określa jako dom Mileny i wtedy jesteś pewna, że gdybyś nic nie zmieniła, straciłabyś wszystko. Nie czujesz się na siłach, żeby go przed nią ostrzegać. Już kilkakrotnie się na tym sparzyłaś. Życzysz mu tylko wszystkiego dobrego i na koniec przepraszasz. Tyle Ci zostało. Siedzieć cicho i przepraszać, nawet za to, co dzieje się zupełnym przypadkiem i nie masz na to wpływu. Jedyną ucieczką od złej passy jest Aniela. Po kilku miesiącach od twojego powrotu, nadal nie ufając nikomu oprócz niej, w porozumieniu z Krzysiem decydujesz się sprzedać mieszkanie. Ostatnia wizyta w czterech ścianach, które niegdyś były najbezpieczniejszym miejscem na świecie utwierdza Cię w przekonaniu, że dobrze robisz. Nie potrafisz tam przebywać. Strach paraliżuje Cię już na sam widok ulicy, na której mieszkaliście. I tak kończysz kolejny etap. Zabierasz swoje rzeczy i ponownie wprowadzasz się do domu Anieli. Do swojego domu. Pieniądze ze sprzedaży mieszkania przydają się. Jeden remont dobiega końca, kiedy postanawiacie rozbudować domek. 
- Szczęście jest działaniem – mówisz.
Trzymasz się tylko dzięki pracy, dzięki temu, że właśnie działasz. Jesteś potrzebna, wręcz niezbędna i dla Anieli stanowisz coś więcej niż tylko wsparcie. Zajmujesz swoje myśli tylko remontem, nie wiedząc, co będzie, kiedy ten dobiegnie końca. Dużo robisz samodzielnie, chociaż niezupełnie sama. Zgodnie z zapowiedzią, Kuba i Grzesiek angażują się w prace w Słodyczkach.  
- Szczęście jest niesieniem szczęścia – dopowiadasz sobie po pewnym czasie. To wszystko wiele znaczy dla Anieli. Otwiera nowe horyzonty. Daje nowe możliwości, nie tylko jeśli chodzi o finanse.
Pewnego dnia Aniela rzuca pomysł, który zmienia wszystko. 
Pewnego dnia jedziecie z Kubą po nowych mieszkańców starszej części domu Anieli. 
Pewnego dnia weranda rozbrzmiewa zachwytem małej Małgosi, gwarnym powitaniem mamy oraz Gabriela przez tubylców. 
Zaczynasz dostrzegać, że twoje życie wcale się nie skończyło, nawet nie zatrzymało, a tylko zmieniło swój bieg, swój kierunek, a chociaż spodziewałaś się zupełnie innego zakończenia, ta kontynuacja była jedną z najlepszych rzeczy, które kiedykolwiek mogłaś wymarzyć. 
Po nowych domownikach, w domu pojawia się i pies.
Małgosia swego czasu właśnie o psie marzyła.
- W końcu jesteśmy w górach – szepcze mama
- Ktoś musi pilnować tego naszego stadka – mówi Gabriel. Pies okrzyknięty dumnie Bestią, bryka po ogrodzie w ślad za piszczącą z uciechy Małgosią. 
Z Krzysiem widujesz się czasami. Wpadasz na treningi, kiedy tylko masz czas. Inną sprawą jest, że masz tego czasu naprawdę mało. Wkrótce dociera do Ciebie informacja, że Miętus z kimś się spotyka. Nie schodzisz na zawał, nie płaczesz, nie potrafisz sobie tego uzmysłowić, ale w pewien pokręcony sposób naprawdę to rozumiesz. Nie można być całkiem samotnym. Nie da się żyć bez tej drugiej osoby. Ale dopóki egzystujesz, budząc się i zasypiając z myślą o pracy, Ciebie to zdaje się nie dotyczyć.

“ Ranki zimowe zrobione są ze stali, mają metaliczny posmak i ostre krawędzie. W środę, o siódmej rano, w styczniu, widać, że świat nie został stworzony dla Człowieka, a na pewno nie ku jego wygodzie i przyjemności. ”
— Olga Tokarczuk

Ukojenie kiedyś w końcu przychodzi. Zastaje Cię przed lustrem, gdy opuszkami palców badasz blizny na czole. Zupełnie, jakbyś wciąż chciała się upewniać, czy stopniowo nie znikają. Na twarzy masz wyrytą swoją historię. Historię, której już się nie wstydzisz. Którą z każdym dniem próbujesz coraz bardziej zaakceptować. Wiesz, że to ostatecznie nigdy nie nastąpi. Nie liczysz na to. Chcesz tylko żyć jak człowiek, nie jak chodząca wizytówka gwałtu. 
- Opowiedz mi o tym niedźwiedziu – szepcze Małgosia, z ciekawością godną podziwu patrząc na twoje odbicie w lustrze. Postanawiasz, że kiedyś powiesz jej prawdę. Że ten niedźwiedź, to alegoria największego potwora na świecie – człowieka. 
- Już Ci opowiadałam – mówisz z uśmiechem – wczoraj, przedwczoraj...
- Ale już nie pamiętam – mruczy dziewczynka, łapiąc Cię za palce i usiłując zaciągnąć do pokoju.
- Gosia! – strofujesz, ale ona nagle puszcza twoją rękę, spoglądając ku fotelowi.
- Eeej! – rozpromienia się – Ty mi opowiedz!
- Nie mów do niego ‘ej’ – upominasz. Tak czy siak ona się do tego nie zastosuje. Znalazłszy sobie nową ofiarę, kontynuuje wysiłki, które i tak zakończą się ponownym opowiadaniem o wielkim, złym niedźwiedziu, który atakował ludzi na szlaku daleko od domu. Dla Gosi to ostrzeżenie, ale jednocześnie zachęta to ryzykowania wszystkim. Czy uwierzyłaby w historię o niedźwiedziu, który upatrzył sobie ofiarę i naszedł ją w jej własnym mieszkaniu?
- Mmmmm – rzucasz intrygująco – czujecie co zrobiła ciocia Aniela?
Małgosia zapomina o groźnym tatrzańskim miśku, z piskiem porzucając kolana swojego ulubionego bajkoopowiadacza. Nie tylko jej w smak są moskole ciotki Anieli... 
Wiatr gra za oknem, kiedy ów wielki, zły niedźwiedź niespodziewanie budzi się ze snu. Ale Ty już nie boisz się ani wielkich niedźwiedzi, ani okrutnych ludzi, od kiedy chroni Cię drugi człowiek, w przenośni i dosłownie najbardziej domowe zwierzątko na Ziemi.

KONIEC.

***
Na początku muszę wam powiedzieć, że żadnego opowiadania nie kończyłam z tak ciężkim sercem. Nie było ono jakoś szczególnie szczególne, nie wyróżniło się niczym nadzwyczajnym, ale być może sam fakt, że za bardzo rozwlekało się w czasie zadecydował o wyjątkowym przywiązaniu. 
Jeszcze przed wstawieniem epilogu przeczytałam całość. Miesiące pisania. Dziesiątki wątków, ale wśród nich kilka kluczowych. Sądzę, że domyślacie się z kim związała się Lili. Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie, miałam w planach ponownie związać ją z Krzysiem. Ale później, dużo później zauważyłam, że ja sama nie potrafiłabym od nowa tak bardzo zaufać. 
Dziękuję wszystkim, którzy byli. Czytali i komentowali, motywowali, byli do końca, albo po tak długiej przerwie jaką zaserwowałam, po prostu przestali tu wracać. 
Pomysły mi się kończą, ale ochota na pisanie daje takie efekty jakie daje i dziś zapraszam was serdecznie do nieco innego świata, chociaż to nadal świat skoków narciarskich. 
Mam nadzieję, że <<coś nowego>> w moim wykonaniu również przypadnie wam do gustu. 
Pozdrawiam ♥

sobota, 2 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ XII

Czasami, zanim będzie dobrze
Ciemność staje się większa
Osoba, za którą dałbyś się zastrzelić trzyma za spust

Fall Out Boy~ Miss Missing You (tłum.)

Aniela przygląda się temu co robisz z niejakim zainteresowaniem. Co mianowicie robisz? Żegnasz się. Tak jakbyś widziała Miętusa po raz ostatni. I albo Ci się wydaje, albo ryczysz jak niespełna rozumu, a on nie wie, co właściwie się dzieje. Niemniej jednak przechodził już przez to raz albo dwa i mniej więcej pamięta jak to wszystko odkręcić.
- Nie płacz – mówi więc przerażony – Proszę, nie płacz. Lili, natychmiast przestań.
Zawsze przestawałaś i przyglądałaś się jego strachowi. A potem uśmiechałaś się przez łzy, ocierałaś oczy i prychałaś ‘głupek’, definitywnie zapominając o powodzie swojego strachu. To zawsze wychodziło mu tak autentycznie, że zastanawiałaś się później, czy rzeczywiście boi się łez i cierpienia. Wyszło i tym razem.
I ty zachowujesz się tak jak zawsze.
Ale nic nie jest w porządku, nawet kiedy Krzysiek tak się martwi. 
- Zobaczymy się za 4 dni – kiwasz głową. 
- Trzymam kciuki – mówisz – Zadzwoń jak dojedziesz do domu. 
Kiedy ostatnio tak powiedziałaś? Zanim razem zamieszkaliście. 3 lata temu. Dobry Boże. 
Krzysiek nie odpowiada. Jest zmęczony po kilku godzinach niezłej harówki. Kiwa głową, klepie Cię w ramię i wsiada do samochodu. To ty tworzysz barierę. On poznaje dopiero jaki jest między wami dystans. Nie jest tym jednak zaskoczony.
Stoisz przed werandą tylko chwilę. Potem odwracasz się i biegiem wracasz do domu. Mina Anieli jest bezcenna, bo wpadasz w nią z impetem, a potem przez 15 minut przepraszasz. Zamykasz drzwi jakby od tego zależało twoje życie. Klucz zostawiasz zablokowany w drzwiach, zaciągasz zasłony od strony szosy i wreszcie czujesz się bezpiecznie.
- No już wszystko dobrze – mówi Aniela, siląc się na uśmiech. Zauważasz, że odkąd tu jesteś, stara się unikać gwary – Trzeba to sobie wszystko w głowie ułożyć na amen.
- Aniela, ja u Ciebie zostanę.
- A co byś innego chciała – uśmiecha się ciocia – Tutaj twoje miejsce, Lil...
- Lilijko – podpowiadasz, widząc, że się waha – Mów tak do mnie. Pewnie Ci kazali rozmawiać ostrożnie, ale kto jak nie ty, zna mnie najlepiej? 
- A no kto jak nie jo – odpowiada, już charakterystycznie zaciągając. A ty przypominasz sobie dziwny wzrok ludzi z Wrocławia, którym podawałaś kawę, ich imiona i nazwy napojów też tak specyficznie wymawiając. 
I przypominasz sobie, jak ktoś kiedyś w szkole w Zakopanem powiedział Ci, że nie jesteś stąd, bo dziwnie mówisz. 
Czy to nie była Milena?
Wtedy postanowiłaś sobie, że będziesz mówiła taką gwarą jak Aniela – twój autorytet. 
I mówisz. Nawet nieświadomie. A kiedy ona to słyszy, jest na swój sposób dumna.
- Aniela, ty jesteś mądra. Ja Ci coś powiem – stwierdzasz nagle – Muszę się szybko zobaczyć z Mileną. 
- A po co?
- Wydaje mi się, że powinnam z nią porozmawiać. Dużo zaczęło się właśnie od niej.
- Co masz na myśli?
- Pamiętasz te wszystkie wydarzenia, które doprowadziły do jej ucieczki? – uśmiechasz się kwaśno, bo wspomnienia są nadal zbyt żywe, żeby o nich mówić – Chyba chciałam być zbyt dobrą przyjaciółką. Milena zawsze była tą ładniejszą. Może nie zdolniejszą, ale piękną i wygadaną. Charakterek też miała niezły. Prawdziwa góralka. Widziałam w niej taki materiał na przyjaciółkę odkąd poszłam do szkoły. I tak się jakoś zaczęło, że mimo niewiadomego pochodzenia i mojej odmienności, zaakceptowała mnie w końcu. Dzięki niej obracałam się potem w gronie przyszłych skoczków. Oczywiście śmiesznie by było gdybym znała ich wszystkich od samego początku. Tak naprawdę najpierw poznałam Kubę. I tylko Kubę. 
- Wiem przecież – prycha Aniela – Dalej żałuję, że próby zeswatania was nic nie dały.
- Ja byłam ta cichsza. Ta małomówna i brzydsza. A ona przebojowa, obyta w towarzystwie jak nikt inny. Wprowadziła mnie w wielki świat młodocianych skoczków. Gdzieś tam kiedyś mignął Krzyś...
- Krzyś – powtarza po Tobie ciotka – Ładnie tak to mówisz.
- I ona powiedziała, że to jej kuzyn. Zawołała go. Wiesz jaki był zaskoczony jak mnie przedstawiła? Zapytał ‘Lilianna Anusiewicz? Rosjanka?’, a poległam już na starcie, bo odwróciłam się na pięcie i nawet nie usłyszałam jak się nazywa. Całe szczęście, że usłyszałam o nim rok później jak dostał jakąś nagrodę czy to dyplom. Mniejsza z tym. Milena, która od początku, tak jak ja, przyjaźniła się z Kubą, zaczęła się z nim spotykać. Ile mieli lat? Ona jako rok młodsza miała 17, on 18. Ona w wieku Krzysia, ja w wieku Kuby. Fajnie było. Kibicowało się im. Nawet z Krzysiem się jakoś lepiej poznałam. Łaziło się całą ekipą, całą grupą w góry, gdzie nogi poniosły. Ale jak chłopcy wyjeżdżali na zawody, zostawałyśmy we dwie, z Dorotką i czasami z Andrzejem, ale Andrzejowi nie w głowie były dziewczyny, ten też trenował jak głupi. 
- Albo z Jankiem. Tym co trenował siatkówkę – dopowiada Aniela
- Tak, ale on oderwał się najszybciej. Potem byłyśmy my z Dorotką, która szybko sobie odpuściła, Miętusy, Koty i Andrzej. A potem stała się najgorsza rzecz na świecie. Bo Milenie znudził się Kuba, a spodobał Maciek. Nienawidzili się z Kubą przez cały miesiąc po tych zrywaniach i powrotach. W końcu Milena była z młodszym, starszy poszedł w odstawkę. A po miesiącu znowu jej coś odwaliło. I ja jako dobra przyjaciółka powiedziałam, że robi głupotę. Tylko ubrałam to w nieco ostrzejsze słowa. Krytyka to dobra sprawa. Ale chyba tej krytyki było za dużo. Kuba jej wybaczył. A Maciek mnie znienawidził, bo tak mu to wytłumaczyła, że w końcu wyszło na to, że to wszystko było moja wina. Do tej pory nie mam z nim najlepszych relacji, wiesz dobrze. 
- I jego też puściła kantem – prycha ciotka, kręcąc głową.
- Dokładnie. Na ostatek poszedł Andrzej. Ciężko było tym bardziej, że już nie tylko ja na nią naskoczyłam. Wydawało mi się, że postąpiłam jak przyjaciółka. Bo nie powinno się pochwalać takiego zachowania. Tym bardziej, że przez nią traciłam innych przyjaciół. Krytyka była spotęgowana faktem, że... no co? Zazdrościłam jej. Normalna sprawa, była lepsza, bawiła się ludźmi podczas gdy ja nie zaznałam chociaż odrobiny tego co ona miała, a miała wszystko. Idealną rodzinę, urodę, facetów, których dosłownie zmieniała jak rękawiczki. No i możliwości. Kiedy dowiedziała się o związku z Krzyśkiem, rzuciła wszystko w cholerę, za co kolejny raz dostała parę ostrych słów na drogę... Wyjechała. Zero kontaktu, odezwała się po miesiącu. Zaskakująco miła. Przeprosiła. Powiedziała, że zmienia swoje życie. Że nie chce być taka jak wcześniej. Uwierzyliśmy jej. Przyjęliśmy to wszystko z ulgą. 
- Słusznie?
- Niezupełnie. To mógł być plan zemsty.
- Dlaczego?
- Kto wie... Ale ona jedna wiedziała gdzie i dlaczego miałam adres ojca. Być może wykorzystała tę wiedzę.
- Myślisz...
- To tylko domysły. Rozmawiałam o tym z Grzegorzem. Teraz trzeba dotrzeć do źródła.

***
Rozdział ostatni. Miało ich być więcej, ale sama sobie w tym przeszkodziłam. Gdybym pisała wszystko jednym ciągiem, wszystko byłoby w podobnym stylu. Nad epilogiem siedziałam kilka dni, zmieniając po dwa zdania. Szkoda kończyć, ale ja (niestety) nie mam zamiaru się całkowicie żegnać. Za tydzień o tej porze moje kolejne skoczne opowiadanie ujrzy światło dzienne ♥
Pozdrawiam i zapraszam!

sobota, 26 lipca 2014

ROZDZIAŁ XI

„Przyzwyczaili się. Popłakali a potem się przyzwyczaili. 
Człowiek jest podły i do wszystkiego się przyzwyczaja. ” 
— Fiodor Dostojewski "Zbrodnia i kara"

Czyli może nie jesteście normalni. Publiczność zbiera się nie zobaczywszy przedstawienia. 
- Więc... przyjechałaś sprzedać mieszkanie – mówi w końcu.
- Rzeczywiście przyjechałam z takim zamiarem – potwierdzasz, ocierając oczy nadgarstkiem – Jestem tu od tygodnia. 
- Mogłaś zadzwonić – sugeruje, zdejmując buty. Mało romantyczna sceneria.
- Przyjechałbyś wcześniej – wzruszasz ramionami – Musiałeś się w spokoju przygotować do zawodów. Skoki są dla Ciebie wszystkim. Wiemy to od dawna.
- Kiedy wyjeżdżasz? 
- Nie wyjeżdżam – tak się szybko podejmuje decyzje.
- Zostajesz? 
- I nie chcę sprzedać mieszkania. Jeszcze nie teraz.
- A Mikołaj? – urwiesz Milenie łeb. To też szybka decyzja.
- Mikołaj przychodzi do grzecznych dzieci w nocy z 5 na 6 grudnia – patrzy na Ciebie, nic nie rozumiejąc. Zauważa te same blizny, które widziane po raz ostatni były jeszcze brzydkie, bezkształtne i pokryte szwami. Teraz są inne. Podkreślają to wszystko co przeszłaś. Przerażają go, ale po chwili uśmiecha się delikatnie.
- To miło z Twojej strony, że przyjechałaś.
- Cieszę się, że tak to odbierasz. 
- Wiesz, że nie będzie jak wcześniej.
- Niczego nie oczekuję – odpowiadasz natychmiast, mocno gestykulując - Nie utrzymywałam kontaktu, nie potrafiłam. A teraz wróciłam i nie wiem co zrobię.
- Ja wiem – podchodzi, spoglądając na Twoje czoło, rany, a raczej blizny, które już nie bolą – Być może jeszcze kiedyś zasłużymy na swoje zaufanie, Lili.
Dojrzał.
I przestał wierzyć w bajki. 
- Wywaliłam twoje wiewiórki przez okno – wyznajesz skruszona, a on uśmiecha się, twierdząc, że czekał na to całe życie. 
To nawet nie początek. Nie mówisz mu o pustych kartkach, o podejrzeniach, które padają na Milenę, ani o tym co planujesz. On nie mówi Ci jak bardzo jest zmęczony, jak zrezygnowany i jak nic mu się nie układa. Rozmawiacie o wiewiórkach i drewnianych talerzach, o wszystkim, co bezpośrednio was nie dotyczy. I tak jest dobrze.

Powiedziała, że ją zraniłeś tak bardzo,
Że prawie zwariowała.
A teraz mówi, że wie
Że nie jesteś z tych, którzy lubią ranić.

The Beatles~ She Loves You (tłum.)

Robisz to, co obiecałaś, że będziesz robiła. Uzbrojona w szczotkę wymiatasz na strychu przedstawicieli najliczniejszego rzędu pajęczaków.
- Już stąd widzę koniec – mówisz, kiedy udaje Ci się zrobić prawie watę pajęczynową na włóknach szczotki. Krzysiek patrzy na to wszystko z niejakim strachem, a to przecież ty powinnaś tak na to patrzeć. W końcu boisz się pająków. Zapominasz czy to amok związany po części z jego obecnością?
- Lili, daj to – mówi w końcu, przejmując kij od szczotki, którym wywijasz na wszystkie strony, co wiąże się z zagrożeniem nie tylko zdrowia, ale i jego życia – Bądź tak dobra i zrób herbaty.
-Anielka, chcesz herbaty?
To chyba twoje miejsce. 
Wasze mieszkanie to tylko pewien przystanek w drodze do dojrzałości. Dopiero kiedy straciłaś wszystko, potrafisz wskazać, gdzie czułaś się naprawdę bezpieczna, potrzebna i kochana. TU. W domu Anieli, który chronił twoje dziecięce marzenia i wyobrażenia o idealnym świecie, istniejącym na zewnątrz, a który w rzeczywistości okazał się mniej idealny niż Ci to obiecywano. 
Pająki wyglądają na uprzątnięte, kiedy wracasz na górę z herbatą. 
- Trzeba tu jeszcze sporo zrobić, prawda? – pytasz, podając Krzyśkowi kubek. Ten kiwa tylko głową, rozglądając się po pokoju.
- Z zewnątrz jest już ocieplone, ale to jednak strych. Wypadałoby jeszcze sporo podziałać, żeby dało się mieszkać. Przede wszystkim ściany, sufit. Potem meble, dodatkowe wyposażenie. Gdyby były na to środki, dałoby się to szybko ogarnąć. Ale skąd Aniela weźmie tyle pieniędzy?
- Ile?
- Co ile? – pyta zaskoczony.
- Pieniędzy. Ile? Tak orientacyjnie.
- Czy ja wiem? – mruczy, szukając w twoich oczach odpowiedzi na pytanie, które zaczyna go dręczyć, a mianowicie ‘co planujesz?’ – Będzie kilka, kilkanaście tysięcy jak chciałoby się to zrobić na super.
Zadajesz sobie pytanie, czy jesteś na tyle odważna, żeby zaryzykować.
- Jak bardzo uśmiecha Ci się szorowanie podłóg?
Krzyś co prawda się uśmiecha, ale szorowanie podłóg zdaje się go absolutnie nie porywać. A jednak podejmuje się tej jakże niewdzięcznej czynności i co więcej, wykonuje ją z zapałem, jakiego się po nim nie spodziewałaś. 
Robi to ze względu na Ciebie?
Jeśli tak, chwała mu za to.
Dołączasz po kilku minutach i pracujecie ramię w ramię.
Czy tak mogłoby być zawsze?
Kiedyś tak było.
- Nie powinieneś trenować? Albo posiedzieć w domu? Pobiegać?
- Pobiegałem. Z pająkiem. Ganiałem się z takim jednym jak poszłaś po herbatę. Grzesiek też miał z Kubą przybyć i coś tu chociaż pchnąć, ale jak widać...
- Dajcie spokój, przecież to się będzie ciągnąć miesiącami. Pomożecie w maju, w czerwcu, na pewno nie w sezonie. Zmiataj. To znaczy przestań zmiatać i zmiataj do domu. Zmęczony jesteś, proszę, idź już, zobaczymy się niedługo – podajesz mu czapkę, a on wkłada ją niechętnie. Nie tęskniłaś za tym? Za sytuacjami takimi jak ta, kiedy z miną obrażonego dzieciaka robił to, o co prosiłaś. Za jego specyficznym poczuciem humoru i humorami, z którymi starał się nie obnosić. Za nim samym. 
Tęskniłaś.
- Wymiana listew – mówi nieoczekiwanie.
- Słucham?
- Trzeba oderwać stare listwy – tłumaczy – Ale to już jutro. Odpoczywaj, Lili. Odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Nie tkniesz już tych listew? – upewnia się.
- Nie – uśmiechasz się. Nie rozumiesz jak mogliście to wszystko zepsuć. 
Wiesz, że już nigdy nie zrozumiesz.

***
Za poślizg przepraszam już jako pełnoprawna studentka fizjoterapii :D
Brak mobilizacji do pisania, mimo zapasu rozdziałowego i opowiadaniowego.
Pozdrawiam ♥

sobota, 5 lipca 2014

ROZDZIAŁ X

“Już zbyt wiele się stało, co się stać nie miało, 
a to co miało nadejść, nie nadeszło.”
— Wisława Szymborska "Koniec wieku"

- To absurd – słyszysz tylko. Grzesiek kręci głową, nie mogąc zaakceptować tego, co słyszy. 
- Być może – odpowiadasz – Ale czy istnieje inne wytłumaczenie?
- Musi być inne wytłumaczenie! – warczy, uderzając pięścią w stół. 
- Nie oczekuję od Ciebie, że od razu mi uwierzysz. Masz podstawy, żeby twierdzić, że kłamię. Ale to nie ja nazwałam problem po imieniu.
- To nielogiczne!
- Miała swoje powody. Tylko ona wiedziała o ojcu. A ja bardzo krytykowałam fakt, że uciekła. Już wtedy nas zawiodła. 
- A potem ty zrobiłaś to samo – boli jak mało kiedy.
- Nie z własnego wyboru.
- Ale nie wróciłaś, kiedy miałaś możliwość.
- Właśnie jestem. Wcześniej nie byłam w stanie wrócić. 
- Byłaś – mówi zdecydowanie Grzesiek, po czym dodaje – Tak słyszałem.
- Moment – mówisz i jak na zawołanie spoglądacie w stronę korytarza. Wychodzisz i wracasz z zaklejoną kopertą – Poznajesz? 
- List.
- Przekazany list. Od Krzysia. 
- Otwierałaś? – pyta skoczek, chociaż widzi, że nie. Otwierasz więc. Uśmiechasz się rozczulona, unosisz wzrok, spoglądając w sufit i zaciskasz usta w wąską linię, starając się nie płakać. Podajesz kopertę zatroskanemu Grzegorzowi. 

***
Mikołaj odbiera telefon za trzecim razem. Słyszysz jak prosi kogoś o zajęcie jego miejsca, twierdząc jednocześnie, że dostał bardzo ważny telefon. Przez chwilę krzyczy na Ciebie, nie zadając pytań. Potem tylko warczy, w końcu jednak udaje mu się opanować emocje. Przeprasza, prosi, wreszcie pozwala dojść Ci do głosu. Pojawia się pytanie, którego nie chciałaś usłyszeć:
- Gdzie jesteś?
- W domu.
- Twój dom jest we Wroc...
- Nie potrafię Ci tego wyjaśnić. Chciałam w to wierzyć, ale tak nie jest.
Milczy dłuższą chwilę, próbuje zapanować nad głosem, kiedy się w końcu odzywa jest tak samo oschły jak na samym początku znajomości. To nie wróży niczego dobrego.
- Zawsze chciałaś, żeby ktoś o Ciebie walczył, załatwione – koniec połączenia. 
Chyba znowu powinnaś zacząć się bać. 
Wrzucasz do kosza pomięte puste kartki, które rzekomo wysłał Ci Miętus. Kuba powinien wrócić kilka minut temu, ale to normalne w przypadku każdego ze skoczków. Zawsze się spóźniają. Gdyby mogli udowadniać swój talent ilością oddawanych skoków, zapewne do domu wracaliby po tygodniu siedzenia na skoczni.
W końcu dostajesz telefon, potem dzwonek do drzwi na potwierdzenie, że to ciągle Kuba. Wreszcie pojawia się w drzwiach – jak prawdziwy skoczek – nieco zdyszany po przebieżce przez pół Zakopanego w półmetrowych zaspach. Strąca z kaptura śnieg, który po spotkaniu z podłogą tworzy sporą kałużę.
- Jak było?
- Ciężko. Był Grzesiek...
- ...bo go na treningu żaden oscypek nie widział...
- ...dzwoniłam do Mikołaja. 
- Wracasz do Wrocławia?
- Kuba!
- Daj walizkę. Aniela pewnie czeka z kolacją. Założę się, że umierasz z głodu – mówi starszy Kot, usiłując ukryć rozczarowanie. Nie kiwasz głową. Wyciągasz walizkę na korytarz, zabierasz telefon i zamykasz za sobą drzwi. 

"Uważnie badasz palcami swoje policzki
I postanawiasz nagle nie robić od dziś makijażu 
Być może płaczesz wtedy patrząc martwo
Na białą flagę swojej twarzy"

SDM~ Dzień kapitulacji

Po tygodniu masz dosyć obaw przed przyjazdem Mikołaja. Codziennie rozmawiasz z rodzicami. Wysyłasz Gosi jedną z wiewiórek, zastanawiając się jak jej brak wytłumaczysz Krzyśkowi, kiedy zapyta. Bo tak naprawdę czekasz tylko na jego powrót. 
To ten dzień powrotu. 
A Ty nie jesteś na neutralnym gruncie. Miejsce, które wybrałaś na pierwsze spotkanie nie jest Ci przychylne tak bardzo jak jemu. Atmosfera jest w porządku, pijesz już trzecią herbatę z rzędu i zastanawiasz się czy grzecznie będzie wyjść w tym momencie do toalety. Odpowiadasz na każde zadane pytanie. Przyjmują Cię dobrze. Jak własną córkę. Przecież miałaś nią być. 
- Kochanie, powiedz nam jeszcze o tym... Marianie? – zastanawia się pani Janina
- Michale? – podpowiada pan Jan
- Mikołaju – kiwasz głową. Czyli im Milena też opowiadała głupoty – Sporo mi pomógł we Wrocławiu. Dzięki niemu znalazłam pracę. A teraz, kiedy wyjechałam...
- Masz z nim trochę problemów? 
- Trochę – uśmiechasz się – Nie mógł się z tym wszystkim pogodzić. 
- Nie on jeden – wtrąca cicho pani Janina – Bierzesz jeszcze jakieś leki?
- Uspokajające. Ale tylko zapobiegawczo. Już jest w porządku.
- To był straszny rok... Pierwsze miesiące, kiedy zabrali Cię z Krakowa. Nic nie wiedzieliśmy, niczego nie potrafili nam wyjaśnić. To nie była twoja wina. Potem o wszystkim mówiła nam Aniela, czasami Milena.
- Już jest w porządku – powtarzasz.
- Powinni już być – kiwa głową pan Jan – Całe życie spóźnieni. Nawet się rodzili spóźnieni, co za ludzie. 
Czekacie dłużej. 
I jeszcze dłużej. 
A po czwartej herbacie wychodzisz do toalety. Mniej więcej 10 minut później otwierają się drzwi, a Krzysiek wchodzi do domu jak zwykle, wciąż nie mogąc pojąć, dlaczego Grzesiek był taki zadowolony odbierając go z Zakopanego. W salonie czekają na niego przejęci rodzice. I coś ewidentnie jest nie tak.
- No słucham – wybucha w końcu starszy z braci – Co to za cyrk? Ten się cały czas cieszy, słowa nie powie. Wy jakby ksiądz po kolędzie chodził. 
- Mamy dla Ciebie niespodziankę – mówi pani Janina, wciąż poważna. 
- Nie spałem ponad 30 godzin, bo się zakopaliśmy przy wyjeździe z Austrii i trzeba się było spieszyć, żeby zdążyć dziś do Polski. Nie mam siły na niespodzianki. Jutro – faktycznie ledwo powłóczy nogami. Zrzuca z ramienia sportową torbę, szybko zarzuca kurtkę na wieszak i spogląda na nich wszystkich stojących na baczność jeszcze raz – Co jest?
- To faktycznie był średni pomysł – przyznaje Grzesiek – Dobra! Koleżanko, zbieramy się.
- Koleżanko? – powtarza cicho Krzysiek, marszcząc brwi.
- Cześć – cisza jaka zalega po tym jednym ‘cześć’ powinna się mierzyć w specjalnych jednostkach ciszy. Takiej ciszy żadne z was nie znało.
- Lili – to właściwie nawet nie szept, a poruszenie ustami, jednak doskonale słyszalne. Nie odwracasz wzroku, wstydzisz się tylko tego, że tak łatwo się wzruszasz. Co robią normalni ludzie, kiedy spotykają się po takich przejściach i takim czasie? W dodatku oszukani przez wszystko i wszystkich.
Na pewno nie milczą.

***
Do końca już tylko kawałek. A ja umieram przed rekrutacją na studia, pozbawiłam się planu B i zostaje tylko panika. Trzymajcie kciuki, ja sama zwątpiłam już we wszystko.

sobota, 21 czerwca 2014

ROZDZIAŁ IX

Kiedy ostatni raz pomyślałeś o mnie?
Czy już zupełnie wymazałeś mnie ze swoich wspomnień?
Bo ja często myślę o tym, co zrobiłam źle.
Im częściej o tym myślę, tym mniej wiem.
Adele~ Don’t You Remember (tłum.)

- Poradzisz sobie? – pyta Kuba, rozglądając się po salonie – Masz telefon, więc gdyby coś się działo, dzwoń. Naprawdę, Lili, odbiorę. Nie krępuj się i dzwoń.
- Powinieneś już iść. Jesteś spóźniony
- Trochę jestem. Od Ciebie to tylko kilka kroków na skocznię. Zamknij drzwi. Nie rozumiem, dlaczego chciałaś tu przyjechać, ale jeśli koniecznie musiałaś to sobie tu zostań. Przyjadę za 4 godziny. To nie jest długo.
- Dobrze. 
- Nie boisz się?
- Nie. Jestem przerażona – mówisz śmiertelnie poważnie, rozglądając się wzorem Kuby. Nadal nic. Nic nie wraca - Muszę po prostu spakować swoje rzeczy, posprzątać tu trochę, znaleźć dokumenty. 
- W takim razie powodzenia.
Szybko zamykasz drzwi, prawie przycinając kurtkę Kuby. To nie jest gwarancja bezpieczeństwa. Zamek, telefon, numer na policję. To nie jest gwarancja bezpieczeństwa. Przekonałaś się o tym i już nigdy więcej nie chcesz do tego wracać. Otwierasz pierwszą szafkę.
- Prawie pusta – wzdychasz, a potem spoglądasz w kąt pokoju. Za szafką nocną stoi spakowana walizka. Spodziewali się twojego powrotu od dawna. Przeglądasz resztę szafek, jego ubrania i kilka maskotek w ponumerowanych koszulkach. Zawsze chciałaś je wyrzucić. Tym razem realizujesz swoje marzenie. Otwierasz okno i obserwujesz ostatni lot uśmiechniętych wiewiórek i miśków, a kiedy te już lądują w zaspie, uświadamiasz sobie, że mogłaś je wysłać Małgosi. Ona na pewno byłaby nimi zachwycona. Idziesz więc na dół, przedzierasz się przez śnieg, który sięga twoich kolan i wydobywasz pluszaki ze śniegu. Ależ one mają złośliwe uśmiechy.
Wracasz na górę. 
Przez okno wylatują drewniane upominki, które schowane w szufladzie, również zawsze doprowadzały Cię do szewskiej pasji. Cieszysz się, że to nie bumerangi, bo gdyby zaczęły wracać, wybiłyby okna w całym bloku. Patrzysz jak odciskają się w śniegu, zapadają pod nim, tworząc zabawne kształty. A potem uderzasz się w czoło, bo Aniela z pewnością by Cię ozłociła, gdybyś przyniosła jej to na początek nowej działalności. Wracasz po te i inne rzeczy, które pod wpływem skrajnych emocji wyrzucasz. Siadasz potem zrezygnowana przy stole w kuchni. Jesteś przemarznięta po tych podróżach w tą i z powrotem, przemoknięta od śniegu, zrezygnowana, po wszystkich próbach zerwania z przeszłością. A potem słyszysz zgrzyt klucza w zamku. 
Powtórka z rozrywki?
- ... w grupie krajowej? To powiedzieć mu? No tak, na treningu jestem. To mu powiem. A jak w Ramsau? Poczekaj... kończyć muszę – mówi wstrząśnięty – ktoś nam się... do domku włamał. TAK. WŁAMAŁ DO DOMKU. Później zadzwonię.

To Grzesiek. Kiedyś tak przychylny, teraz nie uśmiecha się wcale. Nie wita, nie odzywa się ani słowem, ale jego spojrzenie mówi wszystko. Nie jesteś tu mile widziana. Nie przez niego. 
- Wiedziałem, że wrócisz – mówi wreszcie, widząc, że i ty nie masz zamiaru odezwać się jako pierwsza. Chowa telefon do kieszeni obserwując Cię. Widzisz krytykę w jego oczach.
- Musiałam – odpowiadasz, chociaż nie musiałaś tak naprawdę. 
- Załatwmy to szybko. Chcesz sprzedać ten dom?
- Tak – mówisz cichutko, bijąc się z myślami, które kategorycznie zakazują sprzedaży tego konkretnego mieszkania. Unikasz oceniającego wzroku Grześka. 
- Zrobione. I jedna prośba. Nie kontaktuj się z Krzyśkiem. Chyba nie dziwisz się, że nie chce mieć z Tobą do czynienia, prawda? – nawet jego wzrok temu zaprzecza, ale on sam brnie w to dalej - Proponuję, żebyś w tym tygodniu zabrała swoje rzeczy i wróciła tam, gdzie powinnaś być, bo chyba tam Cię coś trzyma, skoro rezygnujesz z tego wszystkiego, co miałaś tutaj?
- Co masz na myśli?
- Chyba kogo – prycha – Zachowujmy się jak dorośli ludzie. Nie musisz przed nami ukrywać, że zdążyłaś sobie tam od nowa ułożyć życie. Nie masz odwagi pochwalić się nowym chłopakiem, nie krępuj się. To nie w twoim stylu, Lili.
- Ja nie... – ale wszystko powoli zaczyna się układać. Naprawdę powoli, a odkrycia są tak szokujące, że przez chwilę ignorujesz obecność młodszego z braci Miętus. 
- Ja też nie. Za tydzień ma Cię tu nie być. Jakieś pytania?
- Jedno.
- Słucham.
- Dlaczego wszyscy w to uwierzyliście?
Grzesiek nie rozumie od razu.
Ty również nie. 
Stoisz przerażona swoim odkryciem, aż on w końcu zaczyna się niepokoić. Widzisz to w jego oczach, może jest nawet zły, że tak na Ciebie naskoczył.
- W co uwierzyliśmy?
- Właśnie. W co uwierzyliśmy? – szepczesz gorączkowo – W kłamstwo. A niedomówienie było kluczem. Wszyscy jak jeden mąż uwierzyliśmy w doskonałą przyjaźń. 
- Co ty bredzisz?
- Herbaty? Kawy? Czegoś mocniejszego może?
- Herbaty. Możesz mi wytłumaczyć w co my kurwa uwierzyliśmy?
- Nie wiesz?
- A ty wiesz?
- Zastanawiałeś się kiedyś skąd w tym domu znalazł się mój ojciec?
- Krzysiek do niego napisał.
- Co do niego napisał?
- Telegram, kurwa, Lili, mów o co chodzi.
- Skąd miał adres?
- No właśnie, skąd miał adres? A jak myślisz? Powiedział, że znalazł w notesie, jak szukał adresu Mileny, bo wiesz, mieszkała wtedy w Ameryce, chciał jej wysłać zaproszenie.
- Komu się z tego zwierzył jako pierwszemu? Z tych planów... zaręczyn.
- Mi? – pyta Grzegorz
- Pudło.
- Hance? Nie, to niemożliwe.
- Milenie, głąbie. A jak myślisz, kiedy?
- Jak była w Polsce?
- Brawo. Dalej Pinokio idzie sam.
- Zaintrygowała mnie ta Hanka...
- Skup się. Komu ufamy bezgranicznie? Kto wzajemnie nam na siebie donosi? Skąd wiesz o Mikołaju, o Wrocławiu, o mnie? – obserwujesz cienie w oczach skoczka. Czy ty wyglądasz podobnie, kiedy myślisz? Też masz takie puste oczy dopóki nie zagości w nich ten płomyk? Świadomość. I w jego oczach też błyska w końcu ta iskra świadomości, której na początku nie da się przyjąć do wiadomości.

***
Coraz bliżej koniec... Ostatecznie co druga sobota też może być, prawda?
Jeżeli coś piszecie, proszę, podrzućcie linki - jeśli nie w komentarzach, to stworzę jakąś księgę gości, czy jakieś inne cudo, bo jestem bardzo do tyłu z opowiadaniami :)
Pozdrawiam ♥
EDIT: jednak nie stworzę tej księgi gości, jeśli nie w komentarzach to twitter: AkcjaS lub GG: 11741532
z góry baaaardzo dziękuję!

sobota, 7 czerwca 2014

ROZDZIAŁ VIII

Potrafię zobaczyć twoją twarz
Lecz wiem, że nie jest prawdziwa
To tylko iluzja
Eric Clapton~Old love (tłum.)
Jedno spojrzenie. 
Jedno, bo nie trzeba więcej, kiedy się wraca do domu nawet po tylu miesiącach nieobecności. Zamki nie są wymienione. Da się spokojnie wejść do środka, nawet klucz zgrzyta tak samo jak wieki temu i w tym samym momencie trzeba przycisnąć drzwi biodrem, żeby otworzyć mieszkanie. Podświadomość mówi Ci, żeby w końcu zmobilizować Krzysia do wymiany tego zamka, bo z zakupami nie da się wejść... ta myśl przyjemnie boli, gdy się patrzy na to z perspektywy czasu. W środku wszystko jest po staremu, ale mieszkanie nie pachnie kurzem. Ktoś cały czas je odwiedza.
‘Być może Aniela’ – mówisz do siebie w myślach. Ona miała zapasowy klucz do twojego małego królestwa. I nienawidziła, kiedy porastało kurzem, gdy ty wybywałaś na studia, a Krzysiek szalał po skoczniach całego świata. Zawsze zastawałaś je w tym samym stanie. Czyste, posprzątane jakbyście się dopiero do niego wprowadzili. Nawet kwiaty doniczkowe nie powiędły. 
Zapach jest neutralny. Usiłujesz co prawda wydobyć z niego jakiś zapach perfum, ale to nic nie daje. A wciąż masz przecież w pamięci odór alkoholu. Drzwi do łazienki wymienione. Zupełnie jakby to miało sprawić, że zapomnisz co się stało i jak się zaczęło.
Telefon brzęczy bez przerwy. Nie chcesz teraz rozmawiać z Mikołajem. Tak naprawdę nie tylko teraz, w ogóle nie chcesz i ta myśl Cię przeraża. Nie potrafisz sobie nawet wytłumaczyć dlaczego.
Lodówka wcale nie jest pusta, jak się spodziewałaś, ale też nie wiesz jaki posiłek mogłabyś złożyć z takich wymyślnych produktów jak masło i mleko. 
W salonie rzucasz na sofę list od Krzyśka oraz telefon, który nie milknie. Nie wstawili tu żadnego stolika. Nie czujesz się tu bezpiecznie. Cisza jest tylko pozorna. Narasta, potęguje się, ale w końcu wyłapujesz każdy szelest, każdy szmer. To nie była dobra decyzja, żeby tu wracać. To nie był dobry moment. 
- Dzień dobry ciociu – mówisz do telefonu, akceptując fakt, że pół Zakopanego w ciągu najbliższej godziny dowie się o miejscu twojego pobytu. Słyszysz radosne ‘Lilijko’ i pytanie o samopoczucie. Potem o pracę. O Mikołaja. 
- Ciociu, jestem w Zakopanem – mówisz, nie mogąc znieść samotności, kiedy od tamtego ekscesu z ojcem bez przerwy przebywałaś wśród ludzi – Może potrzebujesz czegoś ze sklepu? Mogłabym wpaść do Ciebie, posprzątać, coś pomóc...
Jesteś skazana na wysłuchanie wszystkich słów wyrażających zachwyt, które Aniela ma w swoim słowniku. Dopiero potem zamykasz za sobą drzwi, zostawiasz list oraz telefon. Po prostu uciekasz. 

Nie chciała już niczego przeżywać w myślach. Chciała wszystko przeżywać naprawdę.
— Anna Ficner-Ogonowska "Zgoda na szczęście"


- Jak ty schudłaś! 
Tak Cię witają po ponad roku nieobecności. Aniela i Kuba. Co robi tam Kuba? Pewnie to co zawsze, kiedy Ciebie nie ma. Jest sobie. Podbiega, zupełnie jakby miał zamiar wrazić swoją dezaprobatę faktem, że znowu wlokłaś się tyle czasu zamiast zamówić taksówkę. A chwilę po tym jak się zatrzymuje, tracisz oddech, a twoje żebra pękają pod naciskiem tego nastroszonego chudzielca. 
- Jak ty schudłaś! – powtarza ciocia, w pośpiechu okrywając się chustą. Wyplątujesz się z uścisku Kuby i nieświadomie ignorujesz wszystkie jego pytania, żeby spojrzeć na Anielę. Ten rok bardzo ją zmienił. Jest osowiała, nieco przygarbiona i tak wzruszona, że jej usta zamiast układać się w uśmiech, wykrzywiają się w charakterystyczny grymas. 
Czy spodziewała się, że jeszcze kiedyś Cię zobaczy? Do niedawna wszyscy byli przekonani, że nie ruszysz się z własnego pokoju. Teraz jesteś w miejscu, do którego obiecywałaś sobie nie wracać nawet myślami. Niekiedy tak właśnie się z nimi dzieje, chociaż znacznie częściej dzieje się to z marzeniami ukrytymi na dnie serca. Niektóre są tak niedorzeczne, że nie chcesz o nich nawet myśleć, a jednak wracasz do tych marzeń i marzysz je intensywniej niż wszystkie inne marzenia, na których marzenie świadomie sobie pozwalasz. 
A to jest właśnie jedno z tych marzeń. 
Zawsze było.
I wbrew sobie zauważasz, że prace przy drewnianej chacie cioci Anieli już ruszyły. Obiecałaś kiedyś, że będziesz aktywnie uczestniczyła w procesie renowacji. Zawiodłaś, ale pytaniem jest czy bardziej siebie, czy ciocię, ocierającą oczy brzegiem chusty. 
- Daj spokój, ciociu – mruczysz, wdychając przyjemny zapach dżemu żurawinowego, połączonego z charakterystycznym aromatem oscypków – Co na obiad? – pytasz, znając doskonale odpowiedź.
- Moskole – wyjaśnia Aniela – Wiesz jak Kuba lubi. 
Kuba stoi w niewielkiej odległości od was, hartując się na tym przejmującym zimnie, ale wyczuwszy wasz wzrok, uśmiecha się szeroko i kiwa głową w stronę domu. Ruszacie w kierunku drewnianej chaty, która uratowała twoje dzieciństwo.
Czy przeczuwałaś, że jeszcze tu wrócisz?

Nie wracasz do mieszkania na noc. Boisz się, że za drugim podejściem to wszystko uderzy w Ciebie ze zdwojoną siłą, skoro nie zrobiło tego za pierwszym razem. A faktem jest, że nie spodziewałaś się po sobie aż tak dobrej reakcji na to miejsce. Nie spodziewałaś się, że kiedy tam wejdziesz, przypomnisz sobie tylko o tym uszkodzonym zamku, drzwiach do łazienki, które musieli wymienić i odorze alkoholu w salonie. I o niczym więcej. 
- Kiedy wrócą?
- Wrócą? – pyta Kuba, usiłując ukryć uśmiech
- Przyjadą tu. Tak, żebym mogła wszystko załatwić.
- Naprawdę chcesz tylko to „wszystko załatwić”?
- Tak. A potem wrócę do Wrocławia – mówisz przekonując bardziej siebie niż jego – Więc?
- Za tydzień. 
- Tydzień to długo.
- Kiedyś byłaś bardziej cierpliwa.
- Kiedyś byłam... – ale nie kończysz, bo słowo ‘szczęśliwa’ nie potrafi Ci przejść przez gardło. 
- Milena wie, że wróciłaś?
- Jest jeszcze w Polsce?
- Nie słyszałem, żeby gdzieś się wybierała – odpowiada Kuba. Uśmiechasz się
– Może zdecyduje się zostać na dłużej. Może na zawsze – mówisz wbrew sobie, ale nie myślisz wówczas o Milenie. Zastanawiasz się czy kiedy Mikołaj zapyta gdzie jesteś, powiedzą mu? Co zrobisz, jeżeli tu przyjedzie? Zauważasz, że jesteś zdolna się przed nim ukrywać jak przed ojcem. Te dwie z pozoru różne sprawy łączy fakt, że podświadomie każdego z nich przez dłuższy czas darzyłaś czymś podobnym do miłości. Jednocześnie wiedziałaś, że jest w nich coś, czego należy się bać. Coś co odpychało Cię od nich, im bardziej chcieli zdobyć Twoje zaufanie. A teraz jesteś mądrzejsza o doświadczenia sprzed roku. Musisz wszystko załatwiać oficjalnie. Na pokaz, żeby twoje otoczenie było tego świadome, nawet gdyby miało tego nigdy nie zaakceptować. Nawet gdyby sam Mikołaj miał tego nigdy nie zaakceptować. I mniej więcej właśnie wtedy zaczynasz dostrzegać własną winę w zdarzeniach, o których do tej pory starałaś się zapomnieć. 

***
Wróciłam i jestem. Wakacje długie, sezonu brak, opowiadanie wypada dokończyć. Po maturach, po roku szkolnym, znowu piszę, zobaczymy jak długo i jak intensywnie, ale dopóki jest chęć powinno być w porządku ♥ wstępnie nowe rozdziały w każdą sobotę :)

niedziela, 2 lutego 2014

ROZDZIAŁ VII

Boże użycz mi pogody ducha, bym godziła się z tym, czego nie mogę zmienić, 
Odwagi, abym zmieniała to, co mogę zmienić, 
I mądrości, abym umiała odróżnić jedno od drugiego
Sinead O’Connor~ Feel so different(tłum.)

Jest w tym wszystkim trochę magii. Dzieciaki roznoszą mieszkanie w strzępy, wrzeszcząc i piszcząc na całe osiedle. Zgodziłaś się zaopiekować tą zgrają tylko po to, żeby Gabriel i mama wyskoczyli ze znajomymi na weekend. To było dobre zagranie z twojej strony, naprawdę podziwiasz samą siebie, że potrafiłaś to zrobić. Jest jednak coś jeszcze. 
- A teraz... kto pierwszy przed telewizorem, ten wybiera bajkę – i cała zgraja stukając stópkami o parkiet pędzi do salonu. Pierwszy na sofie melduje się Mikołaj, drażniąc się z dzieciakami, które za wszelką cenę chcą mu wyrwać pilota, a przy tym śmieją się i krzyczą. Kręcisz głową, ale raczej z aprobatą dla wyczynów swojego współpracownika.
Bajka zostaje wybrana wspólnie. Wspólnie, to znaczy ty ją wybierasz, kiedy sąsiad z dołu melduje się pod drzwiami mieszkania, żądając przyzwoitego zachowania i zmniejszenia hałasu. Gasisz światło, Małgosia włącza bajkę, rozlega się kolejny dzwonek do drzwi.
- Już wszystko w porządku, uspokoiliśmy dzieci – rzucasz przy uchylonych lekko drzwiach, ale nie mówisz prawdy, bo pod twoją nieobecność dzieci znów zaczynają wariować. Za drzwiami nie ma jednak czepialskiego sąsiada z piętra niżej, jest natomiast Milena.
- Jakie dzieci? I jacy my? – uśmiecha się szeroko, po czym nie czekając na odpowiedź rzuca Ci się na szyję. Nie widziałaś się z nią od kilku ładnych miesięcy. Nie rozmawiałaś tak samo długo.
- Co tu robisz? – pytasz. Natychmiast zmienia jej się humor.
- Przyjechałam zobaczyć jak sobie radzisz... No wiesz, bez Krzyśka.
- Jak widać nieźle – wzruszasz ramionami, jego imię nadal boli – Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wejdź, mamy i Gabriela nie ma, ale...
- Nadal mówisz mu po imieniu?
- Nie powiem do niego ‘tato’. Nie jest moim ojcem. On to doskonale rozumie.
- Zostawiłaś dzieci same?
- Mikołaj z nimi jest.
- Kto to taki?
- ZNAJOMY Z PRACY. Nie patrz tak na mnie, mówię poważnie.
- Mam coś dla Ciebie. Od ZNAJOMEGO Z PRZESZŁOŚCI. Prosił, żebyś przeczytała.
- Dużo tego jest?
- Jak widać. Myślę, że dużo. Sądzisz, że napisał tu... wszystko?
- Być może. 
- Przeczytasz?
- Oddaj mu to. I nigdy nie proś mnie o takie rzeczy.
Jeżeli spodziewałaś się, że Mikołaj przerwie seans ‘Króla Lwa’, pojawi się w kuchni i przywita z Mileną, zawiodłaś się, ale też z drugiej strony naprawdę ucieszyłaś. Gdyby to zrobił, przestałby sprawiać wrażenie znajomego z pracy, który pomaga zajmować się dziećmi. Dziękujesz mu w duchu, że przynajmniej Milenie nie musisz się tłumaczyć. Ona jednak i tak pyta. Nie byłaby sobą, gdyby nie pytała. Jest przy tym jednak ostrożniejsza niż pół roku temu.
- Dzieciaki śpią, każde tam gdzie padło. Nie miałem serca ich nosić – dobiega z progu kuchni około 22:00.W drzwiach pojawia się ten facet, który zmuszony do oglądania Disneyowskiej bajki, zaniedbał kontakty z płcią przeciwną. Milena po zlustrowaniu Mikołaja od stóp do głów, spogląda na Ciebie oburzona i zachwycona jednocześnie– Domyśliłem się, że masz gościa, nie będę przeszkadzał. Mikołaj jestem – podaje jej rękę, uśmiechając się delikatnie. Oczy mu się kleją, mimo to energicznie zbiera rozrzucone na korytarzu zabawki (to i tak jego sprawka, więc tylko po sobie sprząta), po czym jeszcze raz pojawia się w kuchni, żegna się z wami i wybywa, przypominając kilkakrotnie o zakluczeniu drzwi.
- Lili, gdzie ty go znalazłaś? – szepcze gorączkowo Milena.
- W barze kawowym – odpowiadasz
- Wygląda zupełnie jak...
- Wiem – uśmiechasz się, dostrzegając błysk w oczach przyjaciółki.
***
- Jesteś debilem
- Sam jesteś
- Gdybyś nie był moim bratem, to bym Ci dał kopa w dupę. Dzwoniła Milena.
- I?
- Powinieneś dać sobie spokój. Ona już o Tobie nie pamięta. Nie chce pamiętać.


więc czekałem na ciebie
co miałem zrobić?
jestem skryty, to prawda
Coldplay~Proof (tłum.)

To prawda. Nie chcesz pamiętać, a obecność Mikołaja bardzo Ci pomaga w procesie zapominania. Mikołaj nie potrafi zrozumieć tylko, dlaczego milczysz, kiedy on próbuje ubrać w słowa wszystkie uczucia, którymi najprawdopodobniej darzy Ciebie. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego milczysz, kiedy pyta co robiłaś zanim przyjechałaś do Wrocławia. Nie zna prawdy, twojej przeszłości, a ty nie chcesz o tym mówić w momencie, kiedy naprawdę udaje Ci się od niej uciec. Gdy pewnego dnia salon rozbrzmiewa głosem komentatora sportowego, a Mikołaj z lubością wpatruje się w ekran, gdzie na przemian sypie śnieg i wieje wiatr, łapiesz się na tym, że nie możesz ukryć prawdy nie tylko przed nim, ale przede wszystkim przed samą sobą. Rzucasz z kuchni słowa, które Cię bolą, a mianowicie coś w stylu ‘wyłącz to, skoki są nudne’. Nie wyłącza. Zmniejsza głośność, żeby Cię nie irytować, ale ogląda nadal. Uświadamiasz sobie, że ludzie, których on zna wyłącznie z telewizji, byli twoimi przyjaciółmi, albo przynajmniej znajomymi, jeżeli nie przepadali za Tobą za bardzo. Człowiek, który miał zamiar Ci się oświadczyć, jest dla niego tylko nazwiskiem, któremu trzeba kibicować, bo jego właściciel jest Polakiem. Tyle. Tylko tyle. Twoja przeszłość jest dla niego transmisją skoków narciarskich, które niejednokrotnie oglądałaś z trybun zakopiańskiej skoczni. Czymś nierealnym, odległym, trudnym do zrozumienia. Jak mogłabyś mu powiedzieć, że znasz tych ludzi, tych uśmiechniętych Polaków, którzy mają w zwyczaju wykonywać znak krzyża przed skokiem? Braci Miętus, którzy mieli stanowić twoją najbliższą rodzinę. Kiedyś. Teraz tak jakby Mikołaj wiąże z Tobą swoją przyszłość. Ty niekoniecznie. Nie mówisz tego głośno, ale nie chcesz go znać. Przypomina Ci ojca.
- Co powiesz na wypad w Tatry na kilka dni? – rzuca niby od niechcenia, zabierając Ci kanapkę z talerzyka, a przy okazji opierając podbródek na twoim ramieniu – Będą kicać w Zakopanem. Fajnie byłoby to na żywo zobaczyć.
- Niee... nie przepadam za tamtymi stronami – mówisz nieszczerze. Wzrusza ramionami i oddala się w stronę salonu.
- Naprawdę, nie potrafię Cię zrozumieć. Zamknięta na świat, na ludzi, na wszystko, co normalny człowiek uważa za dobre i bezpieczne. W dodatku przeraża Cię słowo ‘dom’.
- Nieprawda – zaprzeczasz.
- Dom, rodzina, związek – wylicza, obserwując jak stoisz w bezruchu – Czemu boisz się prostych, bezpiecznych rzeczy?
- Czy mógłbyś już iść?
Wychodzi, nie wiedząc, czemu i po co. Niełatwo jest podejmować takie decyzje. Niełatwo, ale jak już się taką podejmie, okazuje się, że była sensem istnienia, kwintesencją egzystencji i celem, który wyznacza sobie każdy człowiek. Również ty. Dlatego może chwytasz za telefon i wybierasz numer Gabriela. Prośbę masz nietypową.
- I... jesteś tego pewna? – pyta zdezorientowany mężczyzna, który zastępuje Ci ojca.
- Jasne – odpowiadasz, udając dzielną. Przeszukujesz swoje rzeczy tylko po to, żeby odnaleźć list od Krzysia, który Milena niby przypadkiem zostawiła. Tak naprawdę nie chcesz go przejrzeć, ani przeczytać. To ma być taki dowód na to, że naprawdę chcesz coś zmienić.
***
- Co robisz?
- Czemu tam idziesz?
- Po co Ci ta torba?
- Gdzie jedziesz?
- Nie jedź nigdzie, proszę!
- Co mi kupisz?
- Po co tam jedziesz?
- Mama Ci pozwoliła?
- Kiedy wrócisz?
- Czemu nie mówisz?
- Daleko to?
- Zabierz mnie ze sobą.
- Mogę jechać?
- Dlaczego nie?
- Powiem mamie!
- Co u Mikołaja?
- Mikołaj też jedzie?
- Do kogo jedziesz?
- Czym jedziesz?
- O której masz autobus?
- Kup mi coś słodkiego.
- ...
- Idę się bawić.
Obiecałaś sobie, że nigdy tam nie wrócisz. Że już nie zaryzykujesz, bo ryzyko kosztuje więcej niż możesz dać. A teraz wrzucasz do torby wszystkie rzeczy, które mogą się przydać na okres 3-4 dni, w ciągu których najprawdopodobniej zakończysz swoją tatrzańsko-skoczną przygodę raz a dobrze. Przynajmniej zamierzasz zakończyć. Odchodzisz od wszystkiego, co udało Ci się osiągnąć. Prawda jest taka, że chęci do życia i odzyskana nadzieja, to tak naprawdę nic. Nie uważasz tego za wybitne osiągnięcie. Ani za jakiekolwiek osiągnięcie.

***
Usprawiedliwię nieobecność. MATURA. No i studniówka, ale przede wszystkim matura. Ferie miałam to miałam, miałam nadrobić, nie nadrobiłam, ale w tygodniu szkolnym kiedy żyć chce się mniej niż kiedykolwiek, na pewno uda mi się poczytać i pokomentować.
Ach, Sochi♥

niedziela, 12 stycznia 2014

ROZDZIAŁ VI

Następny dzień różni się tym od poprzedniego, że wstajesz zbyt późno. Gdy otwierasz oczy jest godzina 8:16, a Gosia maluje sobie paznokcie twoim bordowym lakierem. 
- Nie trzeba było oglądać filmów do późna – wzrusza ramionkami, zapytana o to co robi. Na temat nie odpowiada wcale. Zabierasz jej lakier, zmywasz bordowy kolor, którym wysmarowała pół dłoni, trochę podłogi i samo opakowanko i ok. 9 jesteście gotowe. Nie wpadasz do mamy, zawozisz tylko małą do przedszkola i myślisz nad wytłumaczeniem, dlaczego jesteś spóźniona o ponad godzinę.
- Pralka zalała nam mieszkanie – wyrzucasz z siebie jednym tchem razem z ‘dzień dobry’, ‘przepraszam za spóźnienie’ i ‘oczywiście już idę na stanowisko, to się więcej nie powtórzy’. Nie wiesz tylko jak w autentycznej sytuacji z pralką wytłumaczyłabyś pralce, że nie należy się psuć o 6 rano.
Pracę masz niezłą. Naprawdę dobrą. Kelnerka w barze kawowym- spełnienie marzeń z dzieciństwa. Zawsze co prawda chciałaś mieć własny bar kawowy, albo chociaż kawiarenkę ukrytą w zacisznej uliczce, otoczoną oliwnikami i brzozami, gdzie byłoby wyjście do ogrodu zastawionego drewnianymi stolikami, każdy pod parasolem... Ale w zaistniałej sytuacji naprawdę nie masz, na co narzekać. Jest miło, ciepło, nawet gdyby się bardziej zaangażować w relacje ze współpracownikami, mogłabyś pokusić się o stwierdzenie, że rodzinnie też jest. Słodki biznes. Wielu jest amatorów kawy we Wrocławiu, wielu jest stałych klientów, wielu jest także nowych. Podobno, gdy się stoi na rogu kamienicy, można wyczuć aromat kawy z prawie drugiego końca ulicy. Nigdy nie miałaś ochoty tego sprawdzić. Przesiąkłaś aromatem i smakiem kawy, więc po co brnąć w skrajności?
Wychodzisz z pracy później niż zwykle, znowu jesteś spóźniona, Gabriel smętnie kiwa głową, podając torbę z zakupami i nawet nie pyta jak Ci minął dzień, chociaż zawsze pytał. Gosię odbierasz od cioci przeziębioną, po drodze gubisz torbę z zakupami, którą (jak sądzisz) gwizdnął jakiś menel. Jednego dnia wszystko się sypie. 
- Cześć – dobiega z ławeczki, gdy z dzieckiem pod pachą brniesz przez deszcz w stronę klatki schodowej. Oglądasz się, przystajesz, dajesz małej klucz do mieszkania i odwracasz się w stronę ławki. 
- Pomyślałem, że... – deszcz pada coraz mocniej. Dyskretnie ocierasz twarz z wody, żałując, że nie można sobie na nią założyć wycieraczek, które by nie zmywały makijażu. Spoglądasz na niego. Jest przygaszony, rozczarowany ciągłymi niepowodzeniami. Musiał siedzieć tu już dłuższy czas, bo woda wręcz wylewa mu się z rękawów płaszcza. 
- Nie chcę, żebyś mnie nachodził – mówisz – Widujemy się codziennie, więc nie przychodź pod mój blok. Pracujemy razem, więc nie ma prawa zaistnieć między nami żadna zależność. Żadna zażyłość.
- Gryzie Cię to – zauważa przytomnie
- Bo nie żyję tak, jakbym chciała, chociaż już niedaleko temu życiu do ideału.
- Pomyśl jeszcze – uśmiecha się, a w oczach błyska mu iskierka nadziei. Odchodząc, odwraca się kilkakrotnie, by sprawdzić czy wciąż jesteś i za nim patrzysz. Trudno Ci wytłumaczyć samej sobie jakim darzysz go uczuciem. Jest miły, dobry, przystojny. Ale jednocześnie zbyt romantyczny. Zbyt ckliwy, wrażliwy, delikatniejszy nawet niż ty. A może to tylko pozory. Dobrze czujesz się w jego towarzystwie, to fakt. Ale nie potrafisz się zdobyć na nic ponad znajomość z pracy.
Wiesz, że jeśli stracisz kontrolę nad swoim życiem, stracisz szanse na odzyskanie dawnej stabilizacji.
***
- A Milena? Milena idzie z nami?
- Milena jest facetem?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- A jeśli zgadaliśmy się z CHŁOPAKAMI, to jak myślisz, czy Milena idzie?
- Nie – odpowiada, spuszczając głowę.
- Do czego potrzebna ci Milena?
- Mam do niej sprawę
- Mhm, chyba wiem jaką. Ale uwierz mi, że to nie przejdzie.
- Skąd wiesz?
- Że nie przejdzie? Bo już tego próbowałeś, Krzysiek. Tysiąc razy. I zachowujesz się jak dzieciak, chociaż jesteś starszy. Starszy i głupszy. 
- Ale skąd wiesz?
- O liście? Bo od roku próbujesz się z nią skontaktować. A ja Ci mówię, że ona tu wróci. Wiesz dlaczego? Bo jest tu takie jedno mieszkanie, które stoi puste, od kiedy się rozstaliście i to mieszkanie jest waszą własnością. Ona będzie chciała odzyskać swój wkład w to mieszkanie i wtedy wróci.
- Masz rację, ale...
- List i tak wyślesz?
- Tak. 

Ból przychodzi nocą,
 układa się między poduszkami 
i mierzwi Twoje włosy cicho szepcąc, 
że nie masz nic, że nikt jutro nie zatęskni, że nikt nie czeka..

Nie zauważasz niczego nowego w swoim życiu. Mikołaj zachowuje się przyzwoicie, chociaż po spotkaniu pod blokiem stał się nieco bardziej małomówny, tak jakby nie chciał się narzucać i dać po sobie poznać, że odrzucenie jakoś szczególnie go dotyka. Poza tym wszystko jest po staremu, nawet w kwestii wyrabiania się w czasie wszystko wraca na właściwe tory. W domu panuje niezmącony niczym spokój. W niektórych rozmowach, które należy brać bardziej serio niż wszystko na to wskazuje, przewija się temat mieszkania. Mieszkania pozostawionego w Zakopanem na pastwę losu. Wiesz, że nie robią ci przez to na złość i nie wspominają o nim po to, żebyś się denerwowała. Nie pozwalają po prostu zapomnieć, że jest o co walczyć, żebyś się nie poddała ot tak. Żebyś nie zapomniała jak to jest, kiedy cały świat chce się przeciwstawić komuś tak słabemu jak ty. 
- Nie mam siły iść – jęczy Małgosia, kiedy przebiegacie przez przejście dla pieszych – Nieś mnie.
- I co jeszcze? – parskasz śmiechem, mierzwiąc jej włosy.
- Znamy tego pana?- pyta nagle, palcem pokazując na Mikołaja maszerującego chodnikiem po tej stronie ulicy, na którą właśnie zmierzacie.
- Znamy. 
- Lubisz go? – pyta Gosia, z uśmiechem, który wcale nie jest niewinny.
- Lubię – odpowiadasz po dłuższej chwili – A co?
- A nic – odpowiada rezolutnie czterolatka, ale obserwuje go do momentu, aż ten znika za rogiem. Wbiegacie w końcu na chodnik i skręcacie w przeciwną stronę. Czas wlecze się jak posłaniec szczęścia.
W pracy zmuszona jesteś niemalże targować się o kawę, którą powinien wydać Mikołaj, a który nie robi tego próbując droczyć się z Tobą i przy okazji umówić, co wyprowadza z równowagi dwie młodsze i jedną starszą kobietę, a jeszcze inną doprowadza do słów:
- No umów się z nim, dziecko, bo wam lokal zbankrutuje, a ja naprawdę potrzebuję dziś łyka kawy.
Chcąc nie chcąc macie już pewne trzy skargi na obsługę. Jeszcze jednej naprawdę wam nie potrzeba. Kiwasz głową, zupełnie bez przekonania. Mikołaj uśmiecha się zawadiacko i natychmiast zabiera za podawanie kawy. Nie odzywa się nawet słowem. Żałujesz, że dałaś się zmanipulować. Żałujesz, ale jednocześnie lżej ci na sercu, bo zrobiłaś krok w kierunku przyszłości, nie oglądając się za siebie.
- Słuchaj – mówi pod koniec, uprzątając syf, którego nie potrafił zwalczyć wcześniej, gdy klientela waliła drzwiami i oknami. Uśmiech cały czas błąka się po jego twarzy, ale on próbuje ten uśmiech powstrzymać. Przyglądasz mu się z zainteresowaniem, którego w tej sytuacji nie potrafisz ukryć.
- Słucham – zachęcasz.
- Wcale nie musisz... no wiesz. To było głupie zagranie – mówi, szukając zrozumienia w twoich oczach. W duchu usprawiedliwiasz go, bo sama wiesz jak bezwzględnie można dążyć do celu.
- Tak, było – wzruszasz ramionami – Następnym razem mógłbyś zagrać nieco taktowniej.
- Co powiesz na kawę? – unosi brew, a ten gest, wykonany prawdopodobnie w tym właśnie celu, wywołuje u Ciebie niespodziewany wybuch wesołości. Zastanawiasz się, co on takiego w sobie ma. Już wiesz- jest zupełnie inny niż Krzysiek.
***
- Mógłbyś dać w końcu spokój, nie sądzisz? Przez ten rok zmieniła siebie i swoje życie. Przez ten rok najprawdopodobniej zapomniała o tym, że istniejesz. Nadal chcesz się z nią kontaktować?
- Chciałbym. Chciałbym naprawić błąd.
- Niektórych błędów się nie naprawia. Nie da się. Zwyczajnie się nie da.
- Ten błąd jest do naprawienia
- To ty tak uważasz. A czy wiesz, co ona na ten temat myśli?
- Oświeć mnie
- Sama nie wiem
- Milena, jesteś jedyną osobą, którą mogę o to poprosić. 
- Nie zwymyślałeś jej tam?
- CZY TY... – zaczyna, oburzony.
- Spoko, Krzysiu, spoko. Ale nie gwarantuję, że ona to tknie, a już na pewno nie, że przeczyta. Odpowiedzi w ogóle nie oczekuj.
- Ważne, żeby...
- Tak, tak. Ale to nic nie da.
- Cuda się zdarzają
- Nie aż takie, Krzysiu. 

***
Mętlik mam w głowie, opóźnienia duże, ale będę nadrabiać.
#AllesGuteMorgi