a to co miało nadejść, nie nadeszło.”
— Wisława Szymborska "Koniec wieku"
- To absurd – słyszysz tylko. Grzesiek kręci głową, nie mogąc zaakceptować tego, co słyszy.
- Być może – odpowiadasz – Ale czy istnieje inne wytłumaczenie?
- Musi być inne wytłumaczenie! – warczy, uderzając pięścią w stół.
- Nie oczekuję od Ciebie, że od razu mi uwierzysz. Masz podstawy, żeby twierdzić, że kłamię. Ale to nie ja nazwałam problem po imieniu.
- To nielogiczne!
- Miała swoje powody. Tylko ona wiedziała o ojcu. A ja bardzo krytykowałam fakt, że uciekła. Już wtedy nas zawiodła.
- A potem ty zrobiłaś to samo – boli jak mało kiedy.
- Nie z własnego wyboru.
- Ale nie wróciłaś, kiedy miałaś możliwość.
- Właśnie jestem. Wcześniej nie byłam w stanie wrócić.
- Byłaś – mówi zdecydowanie Grzesiek, po czym dodaje – Tak słyszałem.
- Moment – mówisz i jak na zawołanie spoglądacie w stronę korytarza. Wychodzisz i wracasz z zaklejoną kopertą – Poznajesz?
- List.
- Przekazany list. Od Krzysia.
- Otwierałaś? – pyta skoczek, chociaż widzi, że nie. Otwierasz więc. Uśmiechasz się rozczulona, unosisz wzrok, spoglądając w sufit i zaciskasz usta w wąską linię, starając się nie płakać. Podajesz kopertę zatroskanemu Grzegorzowi.
***
Mikołaj odbiera telefon za trzecim razem. Słyszysz jak prosi kogoś o zajęcie jego miejsca, twierdząc jednocześnie, że dostał bardzo ważny telefon. Przez chwilę krzyczy na Ciebie, nie zadając pytań. Potem tylko warczy, w końcu jednak udaje mu się opanować emocje. Przeprasza, prosi, wreszcie pozwala dojść Ci do głosu. Pojawia się pytanie, którego nie chciałaś usłyszeć:
- Gdzie jesteś?
- W domu.
- Twój dom jest we Wroc...
- Nie potrafię Ci tego wyjaśnić. Chciałam w to wierzyć, ale tak nie jest.
Milczy dłuższą chwilę, próbuje zapanować nad głosem, kiedy się w końcu odzywa jest tak samo oschły jak na samym początku znajomości. To nie wróży niczego dobrego.
- Zawsze chciałaś, żeby ktoś o Ciebie walczył, załatwione – koniec połączenia.
Chyba znowu powinnaś zacząć się bać.
Wrzucasz do kosza pomięte puste kartki, które rzekomo wysłał Ci Miętus. Kuba powinien wrócić kilka minut temu, ale to normalne w przypadku każdego ze skoczków. Zawsze się spóźniają. Gdyby mogli udowadniać swój talent ilością oddawanych skoków, zapewne do domu wracaliby po tygodniu siedzenia na skoczni.
W końcu dostajesz telefon, potem dzwonek do drzwi na potwierdzenie, że to ciągle Kuba. Wreszcie pojawia się w drzwiach – jak prawdziwy skoczek – nieco zdyszany po przebieżce przez pół Zakopanego w półmetrowych zaspach. Strąca z kaptura śnieg, który po spotkaniu z podłogą tworzy sporą kałużę.
- Jak było?
- Ciężko. Był Grzesiek...
- ...bo go na treningu żaden oscypek nie widział...
- ...dzwoniłam do Mikołaja.
- Wracasz do Wrocławia?
- Kuba!
- Daj walizkę. Aniela pewnie czeka z kolacją. Założę się, że umierasz z głodu – mówi starszy Kot, usiłując ukryć rozczarowanie. Nie kiwasz głową. Wyciągasz walizkę na korytarz, zabierasz telefon i zamykasz za sobą drzwi.
"Uważnie badasz palcami swoje policzki
I postanawiasz nagle nie robić od dziś makijażu
Być może płaczesz wtedy patrząc martwo
Na białą flagę swojej twarzy"
SDM~ Dzień kapitulacji
To ten dzień powrotu.
A Ty nie jesteś na neutralnym gruncie. Miejsce, które wybrałaś na pierwsze spotkanie nie jest Ci przychylne tak bardzo jak jemu. Atmosfera jest w porządku, pijesz już trzecią herbatę z rzędu i zastanawiasz się czy grzecznie będzie wyjść w tym momencie do toalety. Odpowiadasz na każde zadane pytanie. Przyjmują Cię dobrze. Jak własną córkę. Przecież miałaś nią być.
- Kochanie, powiedz nam jeszcze o tym... Marianie? – zastanawia się pani Janina
- Michale? – podpowiada pan Jan
- Mikołaju – kiwasz głową. Czyli im Milena też opowiadała głupoty – Sporo mi pomógł we Wrocławiu. Dzięki niemu znalazłam pracę. A teraz, kiedy wyjechałam...
- Masz z nim trochę problemów?
- Trochę – uśmiechasz się – Nie mógł się z tym wszystkim pogodzić.
- Nie on jeden – wtrąca cicho pani Janina – Bierzesz jeszcze jakieś leki?
- Uspokajające. Ale tylko zapobiegawczo. Już jest w porządku.
- To był straszny rok... Pierwsze miesiące, kiedy zabrali Cię z Krakowa. Nic nie wiedzieliśmy, niczego nie potrafili nam wyjaśnić. To nie była twoja wina. Potem o wszystkim mówiła nam Aniela, czasami Milena.
- Już jest w porządku – powtarzasz.
- Powinni już być – kiwa głową pan Jan – Całe życie spóźnieni. Nawet się rodzili spóźnieni, co za ludzie.
Czekacie dłużej.
I jeszcze dłużej.
A po czwartej herbacie wychodzisz do toalety. Mniej więcej 10 minut później otwierają się drzwi, a Krzysiek wchodzi do domu jak zwykle, wciąż nie mogąc pojąć, dlaczego Grzesiek był taki zadowolony odbierając go z Zakopanego. W salonie czekają na niego przejęci rodzice. I coś ewidentnie jest nie tak.
- No słucham – wybucha w końcu starszy z braci – Co to za cyrk? Ten się cały czas cieszy, słowa nie powie. Wy jakby ksiądz po kolędzie chodził.
- Mamy dla Ciebie niespodziankę – mówi pani Janina, wciąż poważna.
- Nie spałem ponad 30 godzin, bo się zakopaliśmy przy wyjeździe z Austrii i trzeba się było spieszyć, żeby zdążyć dziś do Polski. Nie mam siły na niespodzianki. Jutro – faktycznie ledwo powłóczy nogami. Zrzuca z ramienia sportową torbę, szybko zarzuca kurtkę na wieszak i spogląda na nich wszystkich stojących na baczność jeszcze raz – Co jest?
- To faktycznie był średni pomysł – przyznaje Grzesiek – Dobra! Koleżanko, zbieramy się.
- Koleżanko? – powtarza cicho Krzysiek, marszcząc brwi.
- Cześć – cisza jaka zalega po tym jednym ‘cześć’ powinna się mierzyć w specjalnych jednostkach ciszy. Takiej ciszy żadne z was nie znało.
- Lili – to właściwie nawet nie szept, a poruszenie ustami, jednak doskonale słyszalne. Nie odwracasz wzroku, wstydzisz się tylko tego, że tak łatwo się wzruszasz. Co robią normalni ludzie, kiedy spotykają się po takich przejściach i takim czasie? W dodatku oszukani przez wszystko i wszystkich.
Na pewno nie milczą.
***
Do końca już tylko kawałek. A ja umieram przed rekrutacją na studia, pozbawiłam się planu B i zostaje tylko panika. Trzymajcie kciuki, ja sama zwątpiłam już we wszystko.
Czyli jednak nie tacy do końca normalni.
OdpowiedzUsuńAle nie ma się czego wstydzić, bo każdy powinien mieć swoje odchylenia od normy, byleby się tylko mieściły w standardach.
Milczenie w zamian za szczegółowe wyjaśnienie kilku sprzecznych i nurtujących kwestii jeszcze się mieści, tak przypuszczam.
Trzymam kciuki!
Pozdrawiam.
[lucky--loser]
Chciałabym poinformować Cię o dodaniu Twojego bloga do spisu opowiadań poświęconych skoczkom narciarskim. Twój blog ma w liście następujący numer 26. Jeżeli chcesz coś zmienić w swoim zgłoszeniu, kieruj się do zakładki Spam. Byłoby mi miło, gdybyś dodała gdzieś link do mojego bloga (jeśli to zrobisz to poinformuj mnie również w Spamie).
OdpowiedzUsuńDziękuję za uwagę i pozdrawiam serdecznie.
Jestem z opóźnieniem, "Nawet się rodzili spóźnieni, co za ludzie" przebiło wszystko, a końcówka, oesu, spotkali się, takie emocje, że lecę szybko dalej ;*
OdpowiedzUsuńByłam święcie przekonana, że to komentowałam, bo czytałam... ojej. Napięcie rosło przez cały odcinek i rozumiem, że jakaś wstrętna flądra namieszała między Lili a Krzyśkiem? Rozmowa z rodzicami Miętusow i spotkanie....jej, tak bym chciała, żeby było dobrze. Idę do następnego odcinka ; 3
OdpowiedzUsuń