sobota, 5 lipca 2014

ROZDZIAŁ X

“Już zbyt wiele się stało, co się stać nie miało, 
a to co miało nadejść, nie nadeszło.”
— Wisława Szymborska "Koniec wieku"

- To absurd – słyszysz tylko. Grzesiek kręci głową, nie mogąc zaakceptować tego, co słyszy. 
- Być może – odpowiadasz – Ale czy istnieje inne wytłumaczenie?
- Musi być inne wytłumaczenie! – warczy, uderzając pięścią w stół. 
- Nie oczekuję od Ciebie, że od razu mi uwierzysz. Masz podstawy, żeby twierdzić, że kłamię. Ale to nie ja nazwałam problem po imieniu.
- To nielogiczne!
- Miała swoje powody. Tylko ona wiedziała o ojcu. A ja bardzo krytykowałam fakt, że uciekła. Już wtedy nas zawiodła. 
- A potem ty zrobiłaś to samo – boli jak mało kiedy.
- Nie z własnego wyboru.
- Ale nie wróciłaś, kiedy miałaś możliwość.
- Właśnie jestem. Wcześniej nie byłam w stanie wrócić. 
- Byłaś – mówi zdecydowanie Grzesiek, po czym dodaje – Tak słyszałem.
- Moment – mówisz i jak na zawołanie spoglądacie w stronę korytarza. Wychodzisz i wracasz z zaklejoną kopertą – Poznajesz? 
- List.
- Przekazany list. Od Krzysia. 
- Otwierałaś? – pyta skoczek, chociaż widzi, że nie. Otwierasz więc. Uśmiechasz się rozczulona, unosisz wzrok, spoglądając w sufit i zaciskasz usta w wąską linię, starając się nie płakać. Podajesz kopertę zatroskanemu Grzegorzowi. 

***
Mikołaj odbiera telefon za trzecim razem. Słyszysz jak prosi kogoś o zajęcie jego miejsca, twierdząc jednocześnie, że dostał bardzo ważny telefon. Przez chwilę krzyczy na Ciebie, nie zadając pytań. Potem tylko warczy, w końcu jednak udaje mu się opanować emocje. Przeprasza, prosi, wreszcie pozwala dojść Ci do głosu. Pojawia się pytanie, którego nie chciałaś usłyszeć:
- Gdzie jesteś?
- W domu.
- Twój dom jest we Wroc...
- Nie potrafię Ci tego wyjaśnić. Chciałam w to wierzyć, ale tak nie jest.
Milczy dłuższą chwilę, próbuje zapanować nad głosem, kiedy się w końcu odzywa jest tak samo oschły jak na samym początku znajomości. To nie wróży niczego dobrego.
- Zawsze chciałaś, żeby ktoś o Ciebie walczył, załatwione – koniec połączenia. 
Chyba znowu powinnaś zacząć się bać. 
Wrzucasz do kosza pomięte puste kartki, które rzekomo wysłał Ci Miętus. Kuba powinien wrócić kilka minut temu, ale to normalne w przypadku każdego ze skoczków. Zawsze się spóźniają. Gdyby mogli udowadniać swój talent ilością oddawanych skoków, zapewne do domu wracaliby po tygodniu siedzenia na skoczni.
W końcu dostajesz telefon, potem dzwonek do drzwi na potwierdzenie, że to ciągle Kuba. Wreszcie pojawia się w drzwiach – jak prawdziwy skoczek – nieco zdyszany po przebieżce przez pół Zakopanego w półmetrowych zaspach. Strąca z kaptura śnieg, który po spotkaniu z podłogą tworzy sporą kałużę.
- Jak było?
- Ciężko. Był Grzesiek...
- ...bo go na treningu żaden oscypek nie widział...
- ...dzwoniłam do Mikołaja. 
- Wracasz do Wrocławia?
- Kuba!
- Daj walizkę. Aniela pewnie czeka z kolacją. Założę się, że umierasz z głodu – mówi starszy Kot, usiłując ukryć rozczarowanie. Nie kiwasz głową. Wyciągasz walizkę na korytarz, zabierasz telefon i zamykasz za sobą drzwi. 

"Uważnie badasz palcami swoje policzki
I postanawiasz nagle nie robić od dziś makijażu 
Być może płaczesz wtedy patrząc martwo
Na białą flagę swojej twarzy"

SDM~ Dzień kapitulacji

Po tygodniu masz dosyć obaw przed przyjazdem Mikołaja. Codziennie rozmawiasz z rodzicami. Wysyłasz Gosi jedną z wiewiórek, zastanawiając się jak jej brak wytłumaczysz Krzyśkowi, kiedy zapyta. Bo tak naprawdę czekasz tylko na jego powrót. 
To ten dzień powrotu. 
A Ty nie jesteś na neutralnym gruncie. Miejsce, które wybrałaś na pierwsze spotkanie nie jest Ci przychylne tak bardzo jak jemu. Atmosfera jest w porządku, pijesz już trzecią herbatę z rzędu i zastanawiasz się czy grzecznie będzie wyjść w tym momencie do toalety. Odpowiadasz na każde zadane pytanie. Przyjmują Cię dobrze. Jak własną córkę. Przecież miałaś nią być. 
- Kochanie, powiedz nam jeszcze o tym... Marianie? – zastanawia się pani Janina
- Michale? – podpowiada pan Jan
- Mikołaju – kiwasz głową. Czyli im Milena też opowiadała głupoty – Sporo mi pomógł we Wrocławiu. Dzięki niemu znalazłam pracę. A teraz, kiedy wyjechałam...
- Masz z nim trochę problemów? 
- Trochę – uśmiechasz się – Nie mógł się z tym wszystkim pogodzić. 
- Nie on jeden – wtrąca cicho pani Janina – Bierzesz jeszcze jakieś leki?
- Uspokajające. Ale tylko zapobiegawczo. Już jest w porządku.
- To był straszny rok... Pierwsze miesiące, kiedy zabrali Cię z Krakowa. Nic nie wiedzieliśmy, niczego nie potrafili nam wyjaśnić. To nie była twoja wina. Potem o wszystkim mówiła nam Aniela, czasami Milena.
- Już jest w porządku – powtarzasz.
- Powinni już być – kiwa głową pan Jan – Całe życie spóźnieni. Nawet się rodzili spóźnieni, co za ludzie. 
Czekacie dłużej. 
I jeszcze dłużej. 
A po czwartej herbacie wychodzisz do toalety. Mniej więcej 10 minut później otwierają się drzwi, a Krzysiek wchodzi do domu jak zwykle, wciąż nie mogąc pojąć, dlaczego Grzesiek był taki zadowolony odbierając go z Zakopanego. W salonie czekają na niego przejęci rodzice. I coś ewidentnie jest nie tak.
- No słucham – wybucha w końcu starszy z braci – Co to za cyrk? Ten się cały czas cieszy, słowa nie powie. Wy jakby ksiądz po kolędzie chodził. 
- Mamy dla Ciebie niespodziankę – mówi pani Janina, wciąż poważna. 
- Nie spałem ponad 30 godzin, bo się zakopaliśmy przy wyjeździe z Austrii i trzeba się było spieszyć, żeby zdążyć dziś do Polski. Nie mam siły na niespodzianki. Jutro – faktycznie ledwo powłóczy nogami. Zrzuca z ramienia sportową torbę, szybko zarzuca kurtkę na wieszak i spogląda na nich wszystkich stojących na baczność jeszcze raz – Co jest?
- To faktycznie był średni pomysł – przyznaje Grzesiek – Dobra! Koleżanko, zbieramy się.
- Koleżanko? – powtarza cicho Krzysiek, marszcząc brwi.
- Cześć – cisza jaka zalega po tym jednym ‘cześć’ powinna się mierzyć w specjalnych jednostkach ciszy. Takiej ciszy żadne z was nie znało.
- Lili – to właściwie nawet nie szept, a poruszenie ustami, jednak doskonale słyszalne. Nie odwracasz wzroku, wstydzisz się tylko tego, że tak łatwo się wzruszasz. Co robią normalni ludzie, kiedy spotykają się po takich przejściach i takim czasie? W dodatku oszukani przez wszystko i wszystkich.
Na pewno nie milczą.

***
Do końca już tylko kawałek. A ja umieram przed rekrutacją na studia, pozbawiłam się planu B i zostaje tylko panika. Trzymajcie kciuki, ja sama zwątpiłam już we wszystko.

4 komentarze:

  1. Czyli jednak nie tacy do końca normalni.
    Ale nie ma się czego wstydzić, bo każdy powinien mieć swoje odchylenia od normy, byleby się tylko mieściły w standardach.
    Milczenie w zamian za szczegółowe wyjaśnienie kilku sprzecznych i nurtujących kwestii jeszcze się mieści, tak przypuszczam.
    Trzymam kciuki!
    Pozdrawiam.
    [lucky--loser]

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym poinformować Cię o dodaniu Twojego bloga do spisu opowiadań poświęconych skoczkom narciarskim. Twój blog ma w liście następujący numer 26. Jeżeli chcesz coś zmienić w swoim zgłoszeniu, kieruj się do zakładki Spam. Byłoby mi miło, gdybyś dodała gdzieś link do mojego bloga (jeśli to zrobisz to poinformuj mnie również w Spamie).

    Dziękuję za uwagę i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem z opóźnieniem, "Nawet się rodzili spóźnieni, co za ludzie" przebiło wszystko, a końcówka, oesu, spotkali się, takie emocje, że lecę szybko dalej ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam święcie przekonana, że to komentowałam, bo czytałam... ojej. Napięcie rosło przez cały odcinek i rozumiem, że jakaś wstrętna flądra namieszała między Lili a Krzyśkiem? Rozmowa z rodzicami Miętusow i spotkanie....jej, tak bym chciała, żeby było dobrze. Idę do następnego odcinka ; 3

    OdpowiedzUsuń