Człowiek jest podły i do wszystkiego się przyzwyczaja. ”
— Fiodor Dostojewski "Zbrodnia i kara"
Czyli może nie jesteście normalni. Publiczność zbiera się nie zobaczywszy przedstawienia.
- Więc... przyjechałaś sprzedać mieszkanie – mówi w końcu.
- Rzeczywiście przyjechałam z takim zamiarem – potwierdzasz, ocierając oczy nadgarstkiem – Jestem tu od tygodnia.
- Mogłaś zadzwonić – sugeruje, zdejmując buty. Mało romantyczna sceneria.
- Przyjechałbyś wcześniej – wzruszasz ramionami – Musiałeś się w spokoju przygotować do zawodów. Skoki są dla Ciebie wszystkim. Wiemy to od dawna.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Nie wyjeżdżam – tak się szybko podejmuje decyzje.
- Zostajesz?
- I nie chcę sprzedać mieszkania. Jeszcze nie teraz.
- A Mikołaj? – urwiesz Milenie łeb. To też szybka decyzja.
- Mikołaj przychodzi do grzecznych dzieci w nocy z 5 na 6 grudnia – patrzy na Ciebie, nic nie rozumiejąc. Zauważa te same blizny, które widziane po raz ostatni były jeszcze brzydkie, bezkształtne i pokryte szwami. Teraz są inne. Podkreślają to wszystko co przeszłaś. Przerażają go, ale po chwili uśmiecha się delikatnie.
- To miło z Twojej strony, że przyjechałaś.
- Cieszę się, że tak to odbierasz.
- Wiesz, że nie będzie jak wcześniej.
- Niczego nie oczekuję – odpowiadasz natychmiast, mocno gestykulując - Nie utrzymywałam kontaktu, nie potrafiłam. A teraz wróciłam i nie wiem co zrobię.
- Ja wiem – podchodzi, spoglądając na Twoje czoło, rany, a raczej blizny, które już nie bolą – Być może jeszcze kiedyś zasłużymy na swoje zaufanie, Lili.
Dojrzał.
I przestał wierzyć w bajki.
- Wywaliłam twoje wiewiórki przez okno – wyznajesz skruszona, a on uśmiecha się, twierdząc, że czekał na to całe życie.
To nawet nie początek. Nie mówisz mu o pustych kartkach, o podejrzeniach, które padają na Milenę, ani o tym co planujesz. On nie mówi Ci jak bardzo jest zmęczony, jak zrezygnowany i jak nic mu się nie układa. Rozmawiacie o wiewiórkach i drewnianych talerzach, o wszystkim, co bezpośrednio was nie dotyczy. I tak jest dobrze.
Powiedziała, że ją zraniłeś tak bardzo,
Że prawie zwariowała.
A teraz mówi, że wie
Że nie jesteś z tych, którzy lubią ranić.
The Beatles~ She Loves You (tłum.)
Robisz to, co obiecałaś, że będziesz robiła. Uzbrojona w szczotkę wymiatasz na strychu przedstawicieli najliczniejszego rzędu pajęczaków.
- Już stąd widzę koniec – mówisz, kiedy udaje Ci się zrobić prawie watę pajęczynową na włóknach szczotki. Krzysiek patrzy na to wszystko z niejakim strachem, a to przecież ty powinnaś tak na to patrzeć. W końcu boisz się pająków. Zapominasz czy to amok związany po części z jego obecnością?
- Lili, daj to – mówi w końcu, przejmując kij od szczotki, którym wywijasz na wszystkie strony, co wiąże się z zagrożeniem nie tylko zdrowia, ale i jego życia – Bądź tak dobra i zrób herbaty.
-Anielka, chcesz herbaty?
To chyba twoje miejsce.
Wasze mieszkanie to tylko pewien przystanek w drodze do dojrzałości. Dopiero kiedy straciłaś wszystko, potrafisz wskazać, gdzie czułaś się naprawdę bezpieczna, potrzebna i kochana. TU. W domu Anieli, który chronił twoje dziecięce marzenia i wyobrażenia o idealnym świecie, istniejącym na zewnątrz, a który w rzeczywistości okazał się mniej idealny niż Ci to obiecywano.
Pająki wyglądają na uprzątnięte, kiedy wracasz na górę z herbatą.
- Trzeba tu jeszcze sporo zrobić, prawda? – pytasz, podając Krzyśkowi kubek. Ten kiwa tylko głową, rozglądając się po pokoju.
- Z zewnątrz jest już ocieplone, ale to jednak strych. Wypadałoby jeszcze sporo podziałać, żeby dało się mieszkać. Przede wszystkim ściany, sufit. Potem meble, dodatkowe wyposażenie. Gdyby były na to środki, dałoby się to szybko ogarnąć. Ale skąd Aniela weźmie tyle pieniędzy?
- Ile?
- Co ile? – pyta zaskoczony.
- Pieniędzy. Ile? Tak orientacyjnie.
- Czy ja wiem? – mruczy, szukając w twoich oczach odpowiedzi na pytanie, które zaczyna go dręczyć, a mianowicie ‘co planujesz?’ – Będzie kilka, kilkanaście tysięcy jak chciałoby się to zrobić na super.
Zadajesz sobie pytanie, czy jesteś na tyle odważna, żeby zaryzykować.
- Jak bardzo uśmiecha Ci się szorowanie podłóg?
Krzyś co prawda się uśmiecha, ale szorowanie podłóg zdaje się go absolutnie nie porywać. A jednak podejmuje się tej jakże niewdzięcznej czynności i co więcej, wykonuje ją z zapałem, jakiego się po nim nie spodziewałaś.
Robi to ze względu na Ciebie?
Jeśli tak, chwała mu za to.
Dołączasz po kilku minutach i pracujecie ramię w ramię.
Czy tak mogłoby być zawsze?
Kiedyś tak było.
- Nie powinieneś trenować? Albo posiedzieć w domu? Pobiegać?
- Pobiegałem. Z pająkiem. Ganiałem się z takim jednym jak poszłaś po herbatę. Grzesiek też miał z Kubą przybyć i coś tu chociaż pchnąć, ale jak widać...
- Dajcie spokój, przecież to się będzie ciągnąć miesiącami. Pomożecie w maju, w czerwcu, na pewno nie w sezonie. Zmiataj. To znaczy przestań zmiatać i zmiataj do domu. Zmęczony jesteś, proszę, idź już, zobaczymy się niedługo – podajesz mu czapkę, a on wkłada ją niechętnie. Nie tęskniłaś za tym? Za sytuacjami takimi jak ta, kiedy z miną obrażonego dzieciaka robił to, o co prosiłaś. Za jego specyficznym poczuciem humoru i humorami, z którymi starał się nie obnosić. Za nim samym.
Tęskniłaś.
- Wymiana listew – mówi nieoczekiwanie.
- Słucham?
- Trzeba oderwać stare listwy – tłumaczy – Ale to już jutro. Odpoczywaj, Lili. Odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Nie tkniesz już tych listew? – upewnia się.
- Nie – uśmiechasz się. Nie rozumiesz jak mogliście to wszystko zepsuć.
Wiesz, że już nigdy nie zrozumiesz.
***
Za poślizg przepraszam już jako pełnoprawna studentka fizjoterapii :D
Brak mobilizacji do pisania, mimo zapasu rozdziałowego i opowiadaniowego.
Pozdrawiam ♥