niedziela, 2 lutego 2014

ROZDZIAŁ VII

Boże użycz mi pogody ducha, bym godziła się z tym, czego nie mogę zmienić, 
Odwagi, abym zmieniała to, co mogę zmienić, 
I mądrości, abym umiała odróżnić jedno od drugiego
Sinead O’Connor~ Feel so different(tłum.)

Jest w tym wszystkim trochę magii. Dzieciaki roznoszą mieszkanie w strzępy, wrzeszcząc i piszcząc na całe osiedle. Zgodziłaś się zaopiekować tą zgrają tylko po to, żeby Gabriel i mama wyskoczyli ze znajomymi na weekend. To było dobre zagranie z twojej strony, naprawdę podziwiasz samą siebie, że potrafiłaś to zrobić. Jest jednak coś jeszcze. 
- A teraz... kto pierwszy przed telewizorem, ten wybiera bajkę – i cała zgraja stukając stópkami o parkiet pędzi do salonu. Pierwszy na sofie melduje się Mikołaj, drażniąc się z dzieciakami, które za wszelką cenę chcą mu wyrwać pilota, a przy tym śmieją się i krzyczą. Kręcisz głową, ale raczej z aprobatą dla wyczynów swojego współpracownika.
Bajka zostaje wybrana wspólnie. Wspólnie, to znaczy ty ją wybierasz, kiedy sąsiad z dołu melduje się pod drzwiami mieszkania, żądając przyzwoitego zachowania i zmniejszenia hałasu. Gasisz światło, Małgosia włącza bajkę, rozlega się kolejny dzwonek do drzwi.
- Już wszystko w porządku, uspokoiliśmy dzieci – rzucasz przy uchylonych lekko drzwiach, ale nie mówisz prawdy, bo pod twoją nieobecność dzieci znów zaczynają wariować. Za drzwiami nie ma jednak czepialskiego sąsiada z piętra niżej, jest natomiast Milena.
- Jakie dzieci? I jacy my? – uśmiecha się szeroko, po czym nie czekając na odpowiedź rzuca Ci się na szyję. Nie widziałaś się z nią od kilku ładnych miesięcy. Nie rozmawiałaś tak samo długo.
- Co tu robisz? – pytasz. Natychmiast zmienia jej się humor.
- Przyjechałam zobaczyć jak sobie radzisz... No wiesz, bez Krzyśka.
- Jak widać nieźle – wzruszasz ramionami, jego imię nadal boli – Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wejdź, mamy i Gabriela nie ma, ale...
- Nadal mówisz mu po imieniu?
- Nie powiem do niego ‘tato’. Nie jest moim ojcem. On to doskonale rozumie.
- Zostawiłaś dzieci same?
- Mikołaj z nimi jest.
- Kto to taki?
- ZNAJOMY Z PRACY. Nie patrz tak na mnie, mówię poważnie.
- Mam coś dla Ciebie. Od ZNAJOMEGO Z PRZESZŁOŚCI. Prosił, żebyś przeczytała.
- Dużo tego jest?
- Jak widać. Myślę, że dużo. Sądzisz, że napisał tu... wszystko?
- Być może. 
- Przeczytasz?
- Oddaj mu to. I nigdy nie proś mnie o takie rzeczy.
Jeżeli spodziewałaś się, że Mikołaj przerwie seans ‘Króla Lwa’, pojawi się w kuchni i przywita z Mileną, zawiodłaś się, ale też z drugiej strony naprawdę ucieszyłaś. Gdyby to zrobił, przestałby sprawiać wrażenie znajomego z pracy, który pomaga zajmować się dziećmi. Dziękujesz mu w duchu, że przynajmniej Milenie nie musisz się tłumaczyć. Ona jednak i tak pyta. Nie byłaby sobą, gdyby nie pytała. Jest przy tym jednak ostrożniejsza niż pół roku temu.
- Dzieciaki śpią, każde tam gdzie padło. Nie miałem serca ich nosić – dobiega z progu kuchni około 22:00.W drzwiach pojawia się ten facet, który zmuszony do oglądania Disneyowskiej bajki, zaniedbał kontakty z płcią przeciwną. Milena po zlustrowaniu Mikołaja od stóp do głów, spogląda na Ciebie oburzona i zachwycona jednocześnie– Domyśliłem się, że masz gościa, nie będę przeszkadzał. Mikołaj jestem – podaje jej rękę, uśmiechając się delikatnie. Oczy mu się kleją, mimo to energicznie zbiera rozrzucone na korytarzu zabawki (to i tak jego sprawka, więc tylko po sobie sprząta), po czym jeszcze raz pojawia się w kuchni, żegna się z wami i wybywa, przypominając kilkakrotnie o zakluczeniu drzwi.
- Lili, gdzie ty go znalazłaś? – szepcze gorączkowo Milena.
- W barze kawowym – odpowiadasz
- Wygląda zupełnie jak...
- Wiem – uśmiechasz się, dostrzegając błysk w oczach przyjaciółki.
***
- Jesteś debilem
- Sam jesteś
- Gdybyś nie był moim bratem, to bym Ci dał kopa w dupę. Dzwoniła Milena.
- I?
- Powinieneś dać sobie spokój. Ona już o Tobie nie pamięta. Nie chce pamiętać.


więc czekałem na ciebie
co miałem zrobić?
jestem skryty, to prawda
Coldplay~Proof (tłum.)

To prawda. Nie chcesz pamiętać, a obecność Mikołaja bardzo Ci pomaga w procesie zapominania. Mikołaj nie potrafi zrozumieć tylko, dlaczego milczysz, kiedy on próbuje ubrać w słowa wszystkie uczucia, którymi najprawdopodobniej darzy Ciebie. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego milczysz, kiedy pyta co robiłaś zanim przyjechałaś do Wrocławia. Nie zna prawdy, twojej przeszłości, a ty nie chcesz o tym mówić w momencie, kiedy naprawdę udaje Ci się od niej uciec. Gdy pewnego dnia salon rozbrzmiewa głosem komentatora sportowego, a Mikołaj z lubością wpatruje się w ekran, gdzie na przemian sypie śnieg i wieje wiatr, łapiesz się na tym, że nie możesz ukryć prawdy nie tylko przed nim, ale przede wszystkim przed samą sobą. Rzucasz z kuchni słowa, które Cię bolą, a mianowicie coś w stylu ‘wyłącz to, skoki są nudne’. Nie wyłącza. Zmniejsza głośność, żeby Cię nie irytować, ale ogląda nadal. Uświadamiasz sobie, że ludzie, których on zna wyłącznie z telewizji, byli twoimi przyjaciółmi, albo przynajmniej znajomymi, jeżeli nie przepadali za Tobą za bardzo. Człowiek, który miał zamiar Ci się oświadczyć, jest dla niego tylko nazwiskiem, któremu trzeba kibicować, bo jego właściciel jest Polakiem. Tyle. Tylko tyle. Twoja przeszłość jest dla niego transmisją skoków narciarskich, które niejednokrotnie oglądałaś z trybun zakopiańskiej skoczni. Czymś nierealnym, odległym, trudnym do zrozumienia. Jak mogłabyś mu powiedzieć, że znasz tych ludzi, tych uśmiechniętych Polaków, którzy mają w zwyczaju wykonywać znak krzyża przed skokiem? Braci Miętus, którzy mieli stanowić twoją najbliższą rodzinę. Kiedyś. Teraz tak jakby Mikołaj wiąże z Tobą swoją przyszłość. Ty niekoniecznie. Nie mówisz tego głośno, ale nie chcesz go znać. Przypomina Ci ojca.
- Co powiesz na wypad w Tatry na kilka dni? – rzuca niby od niechcenia, zabierając Ci kanapkę z talerzyka, a przy okazji opierając podbródek na twoim ramieniu – Będą kicać w Zakopanem. Fajnie byłoby to na żywo zobaczyć.
- Niee... nie przepadam za tamtymi stronami – mówisz nieszczerze. Wzrusza ramionami i oddala się w stronę salonu.
- Naprawdę, nie potrafię Cię zrozumieć. Zamknięta na świat, na ludzi, na wszystko, co normalny człowiek uważa za dobre i bezpieczne. W dodatku przeraża Cię słowo ‘dom’.
- Nieprawda – zaprzeczasz.
- Dom, rodzina, związek – wylicza, obserwując jak stoisz w bezruchu – Czemu boisz się prostych, bezpiecznych rzeczy?
- Czy mógłbyś już iść?
Wychodzi, nie wiedząc, czemu i po co. Niełatwo jest podejmować takie decyzje. Niełatwo, ale jak już się taką podejmie, okazuje się, że była sensem istnienia, kwintesencją egzystencji i celem, który wyznacza sobie każdy człowiek. Również ty. Dlatego może chwytasz za telefon i wybierasz numer Gabriela. Prośbę masz nietypową.
- I... jesteś tego pewna? – pyta zdezorientowany mężczyzna, który zastępuje Ci ojca.
- Jasne – odpowiadasz, udając dzielną. Przeszukujesz swoje rzeczy tylko po to, żeby odnaleźć list od Krzysia, który Milena niby przypadkiem zostawiła. Tak naprawdę nie chcesz go przejrzeć, ani przeczytać. To ma być taki dowód na to, że naprawdę chcesz coś zmienić.
***
- Co robisz?
- Czemu tam idziesz?
- Po co Ci ta torba?
- Gdzie jedziesz?
- Nie jedź nigdzie, proszę!
- Co mi kupisz?
- Po co tam jedziesz?
- Mama Ci pozwoliła?
- Kiedy wrócisz?
- Czemu nie mówisz?
- Daleko to?
- Zabierz mnie ze sobą.
- Mogę jechać?
- Dlaczego nie?
- Powiem mamie!
- Co u Mikołaja?
- Mikołaj też jedzie?
- Do kogo jedziesz?
- Czym jedziesz?
- O której masz autobus?
- Kup mi coś słodkiego.
- ...
- Idę się bawić.
Obiecałaś sobie, że nigdy tam nie wrócisz. Że już nie zaryzykujesz, bo ryzyko kosztuje więcej niż możesz dać. A teraz wrzucasz do torby wszystkie rzeczy, które mogą się przydać na okres 3-4 dni, w ciągu których najprawdopodobniej zakończysz swoją tatrzańsko-skoczną przygodę raz a dobrze. Przynajmniej zamierzasz zakończyć. Odchodzisz od wszystkiego, co udało Ci się osiągnąć. Prawda jest taka, że chęci do życia i odzyskana nadzieja, to tak naprawdę nic. Nie uważasz tego za wybitne osiągnięcie. Ani za jakiekolwiek osiągnięcie.

***
Usprawiedliwię nieobecność. MATURA. No i studniówka, ale przede wszystkim matura. Ferie miałam to miałam, miałam nadrobić, nie nadrobiłam, ale w tygodniu szkolnym kiedy żyć chce się mniej niż kiedykolwiek, na pewno uda mi się poczytać i pokomentować.
Ach, Sochi♥